- Nie, tylko tak sobie ziewnąłem - odpowiedział wstając z łóżka
- To dobrze, bo musisz coś zjeść, a potem mały wyścig na szczyt góry- uśmiechnęłam się, wskazując prostopadłą górę, o wysokości około 300 metrów.
- No dobrze, ale tym razem sami idziemy na polowanie
- Super, to lecimy - zbiegłam po schodach, jeszcze za nim Swift wyszedł z pokoju, wszystko było w zwolnionym tempie, o zapomniałam, że ludzie tak szybko nie biegają, zaczęłam biec normalnie - nigdy mnie nie dogonisz - krzyknęłam za siebie, a on już był tuż za mną.
- Zobaczymy - krzyknął kierując się do lasku, w którym uprzednio polowałam.
Biegłam zaraz koło niego, aż w końcu dotarliśmy.
- No dobra to na co masz ochotę zapytałam - uśmiechnęłam się do niego pokazując ręką cały las.
- Hmm, może dzik? - zapytał po chwili namysłu
- No dobra, to ten kto pierwszy go przyniesie, wygrywa. Spotykamy się tu za dwadzieścia minut - powiedziałam, po czym pobiegłam na poszukiwania, on w lewo, a ja w prawo.
Było to dość proste w tym lesie jest pełno dzików. Po jakiś pięciu minutach zaczął na mnie szarżować Dzik, był ogromny. Zrobiłam jeden sprawny unik, w zwolnionym tempie, po czym zabiłam go sztyletem w serce, aby nie cierpiał
***
Ja czekałam w ustalonym miejscu. Swift zjawił się po około piętnastu minutach.
- Już jes... co to za bydle przytargałaś? - był bardzo zaskoczony moim dzikiem
- No dzik - popatrzyłam raz, to na jego dzika, to na mojego i zrozumiał, mój był jakiś niewyobrażalnie duży jak na dzika - poczekaj sprzedam go, a tego twojego zjemy.
pobiegłam na targ i sprzedałam go za 100 koron, wielkie bydle. jak wróciłam schowałam monety do sakiewki Swifa, nawet nie zauważył. Wszystko trwało, nie wiem, minutę?
- Gdzie on zniknął? - spytał zdezorientowany
- To nieważne przynieś drewno, a potem go zjemy, reszta zostanie na później.
***
Wrócił po godzinie.Ułożyłam mały stosik i pokazałam mu żeby usiadł.
- Nauczyć cię czegoś? - zapytałam
- A czego możesz mnie nauczyć, oprócz łapania wielkich dzików - oboje zaczęliśmy się śmiać. Zupełnie zapomnieliśmy o zakładzie.
- Patrz złóż palce w trójkąt i wypowiedz "Igni" - pokazałam mu jak to zrobić po czym to powtórzył, rozpalił ognisko
- Jak, jak ja to zrobiłem? - pytał z niedowierzaniem.
Jedliśmy, w tym samym czasie opowiedziałam mu o znakach i ich używaniu
- Są jeszcze dwa:
Znak Aksji - poskramia dzikie zwierzęta
Znak Yard - wytwarza pchnięcie powietrzem, które może powalić wroga
***
- Było już coś około piętnastej, to co teraz ścigamy się na tą górę? - zapytałam wskazując na prostopadłą górę o wysokości około 200 metrów
- No jasne - uśmiechnął się - Założę się nawet, że będę tam pierwszy
- No to start - pobiegliśmy.
Góra była dość daleko, ale taki trening dobrze nam zrobi. Mój towarzysz był cały czas tuż za mną, ale nie na wyciągnięcie ręki. Biegliśmy dalej, w końcu sobie uświadomiłam, że góra jest o godzinę drogi od lasu w którym byliśmy, zapomniałam, że nie będę biec tak szybko tylko w tempie człowieka. To nic nie szkodzi, im dłużej tym lepiej. Cieszę się, że Swift nie odchodzi ode mnie tak szybko muszę mu powiedzieć, że zamiast do Gwiazdy Zarannej jedziemy do Białego Szczytu.Dotarliśmy do podnóża góry.
- To teraz wspinaczka - powiedziałam z zadowoleniem, wskazując na szczyt. Swift był już koło mnie
- Jestem ciekaw jak sobie poradzisz - powiedział wyciągając dwa sztylety, które wpychał między kamienie
- Ja? Zaraz zobaczysz - wchodząc za każdym razem robiłam rękoma dziury w skale i to szybciej niż on tymi nożami, czy czymś tam.
Na szczycie czekałam na niego dwadzieścia minut, jestem ciekawa czy ma coś z wampira, no nie no, nie może, ale zwykły człowiek wchodził by tu z dwie, trzy godziny.
Usiadł koło mnie, dochodziła już siedemnasta, a słońce zachodziło. Ściągnęłam kaptur, gdy to robiłam zaproszenie wypadło mi z kieszeni. Swift je złapał.
(Talyush? Wybacz, że takie krótkie)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz