poniedziałek, 1 stycznia 2018

Od Talyush'a do Abigail

   Złapałem kartkę w powietrzu, skacząc w stronę krawędzi. Balansowałem przez chwilę nad przepaścią, po czym wróciłem na miejsce obok Abi i oddałem jej karteczkę.
- To Twoja. - Ziewnąłem, gdy wzięła swoja własność. Spojrzała na mnie zaskoczona.
- Nie chciałeś tego przeczytać? - Zapytała, trzymając owo coś w łapkach. Wzruszyłem ramionami.
- Nie, nie kręci mnie cudza własność. Ktoś chce zachować coś dla siebie, spoko. Ktoś mi coś zdradzi, ok. - Podrapałem się po włosach. - Dzięki za ten warkocz. Jest lepszy niż ja kiedykolwiek zrobiłem. -    Położyłem się do tyłu, na skały, i zamknąłem oczy. Ta wspinaczka nie była taka trudna, ale zmęczenie z ostatniego czasu dało się we znaki. Chyba muszę więcej sypiać.
    - Tally, jeśli mogę tak do Ciebie mówić? - Zaczęła moja towarzyszka. Skinąłem głową, a ona kontynuowała. - Chciałabym się zapytać czy...czy chciałbyś... - Zamiast dokończyć, podała mi kartkę. Otworzyłem jedno oko i spojrzałem na treść, widniejącą na niej.
- Hmm. W sumie... - Powiedziałem z lekkim zakłopotaniem. - Mogę iść jako ochroniarz, ale nie licz na to, abym w z Tobą tańczył, nie nie nie nie. - Rzuciłem. Dziewczyna cicho zaśmiała się, widząc zakłopotanie w moich oczach.
   - Nie ma sprawy, ja Cię na to wyciągnę. I dziękuję, że się zgodziłaś. - Rzuciła z uśmiechem, odbierając karteczkę delikatnie i patrząc mi w oczy. Uniosłem kilka razy brwi szybko, na co ona cicho parsknęła. - To co? Wracamy?
   Skinąłem głową.
***

   Gdy dotarliśmy do karczmy było już popołudnie, wszystkie stoły były zajęte, budynek wręcz pękał w szwach, między stołami uwijało się całkiem sporo kelnerek, wielu klientów, już wstawionych, śpiewało i dokuczało. Ja szybko ruszyłem na górę, Abi poszła się z kimś spotkać.
   Wszedłem do pokoju, odkluczając drzwi i od razu sięgnąłem po osełkę. Zabrałem się za ostrzenie Vuko, pałasza i sztyletu. Robiłem to co tydzień, aby nigdy nie tracić bitewnej przewagi. Najgorzej było zabrać się za szczerby w ostrzu pałasza, jednak zwyczajnie małym pilniczkiem ostrzyłem takżę i te miejsca. Zawsze było to ostrze i było równie niebezpieczne co reszta.
Gdy skończyłem ostrzyć moją broń, położyłem się na łóżku i zacząłem myśleć nad ostatnimi wydarzeniami.
   - Wampiry, łowcy, bal. Trafiło się wreszcie coś ciekawego. - Ziewnąłem. - To chyba przez to nie chcę jej opuścić. - Dodałem. Zacząłem cicho pod nosem nucić, aż po chwili zapadłem w bardzo płytką drzemkę. Obudziło mnie ciche skrzypnięcie, jednak nie zmienilłem rytmu oddechu i udawałem dalszy sen. Usłyszałem jak ktoś w miękkich butach idzie po deskach pokoju, jednak drewno skrzypiało cicho przy każdym kroku, więc nie był idealnie cicho.
   Szybkim ruchem rzuciłem się w przód, zeskakując z łóżka, byle dalej od gościa, i szybko ustawiłem się w pozycji bojowej.
   - Oh, pardon. - Rzuciłem, gdy spojrzałem w twarz zaskoczonej kelnerki, która przyniosła dzban z jakimś piciem. Położyła go na stoliku i czym prędzej wyszła z pokoju. Spojrzałem do dzbanka i napiłem się z nieg. - Uh, pomarańczowy. Nie lubię pomarańczy. - Odstawiłem dzbanek i zszedłem na dół, aby zamówić jakiś mocniejszy trunek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon wykonała prudence. z Panda Graphics.