czwartek, 18 stycznia 2018

Od Sekhmet do Abigail

Nagła ucieczka blondynki do lasu zdecydowanie zdziwiła, żeby nie powiedzieć, że zaniepokoiła Sekhmet. Postanowiła jednak dokończyć posiłek, a tym samym uszanować prywatność dziewczyny. Nie minęło jednak dużo czasu od zniknięcia Abigail, gdy na stole z dzikim wrzaskiem i towarzyszącym lądowaniu hukiem pojawił się orzeł zwiadowcy. Falka w szponach Senu dostrzegła zawinięty niczym list kawałek papieru. Zmarszczywszy brwi odebrała od dumnego z siebie ptaka wiadomość. Prośba o pomoc była wyraźna i nie pozostawiała żadnych wątpliwości, że Abigail znalazła się w niebezpieczeństwie. Brunetka zerwała się z miejsca i ruszyła biegiem w tym samym kierunku, co uprzednio jasnowłosa. Minęła kelnera, który po chwili zorientowawszy się, że obie klientki uciekły bez płacenia cisnął w zwiadowcę wiązanką niecenzuralnych słów i dzierżonym dotychczas, drewnianym, acz wzmacnianym metalowymi okuciami kuflem. Kobieta w ostatnim momencie wykonała piruet na jednej nodze i przechwyciła przedmiot tuż przed swoją twarzą. Doceniła celność kelnera, z kolei mężczyzna nie mógł wyjść z podziwu zwinności dziewczyny. 
Gdy dotarła do lasu nie musiała bardzo się wysilać, żeby znaleźć trop Abigail, a właściwie podążających za nią napastników, którzy nawet nie próbowali zacierać śladów. Ogromne i głębokie odciski stóp świadczyły o pokaźnych rozmiarach przeciwników. To jednak nie zniechęciło wysłanniczki Poczty. Wręcz przeciwnie. Poczuła napływającą do spragnionych żył adrenalinę. Tak dawno nie pozwalała się ponieść dzikiej potrzebie walki. Tak dawno nie cięła ciała ostrym jak brzytwa i chłodnym jak nieboszczyk metalem. Tak dawno nie pozwalała sobie na odrobinę szaleństwa...

Czas na polowanie...

Sześć napastników otaczało jedną ofiarę. Trochę niesprawiedliwe, by się mogło wydawać. Otoczona prawie dwumetrowymi dryblasami niewiasta nie czuła strachu. Serce jej nie kołotało jak pewnie każdej innej dziewczynie postawionej w tej sytuacji.
- Jesteś pomiotem mroku - spokojnie tłumaczył jeden z oprychów. - Dziełem wszelkiego zła, które nie ma prawa istnieć. Łamiesz wszelkie prawa natury, a my, dzielni strażnicy ów praw nie pozwolimy na kolejne, bezkarne przestępstwa - ten o orlim nosie nie kończył swojego monologu nie świadom zbliżającego się niebezpieczeństwa. - Oczyścimy cały kontynent z podobnych tobie, demoniczna kreaturo. Zakończymy bezlitosne mordy, szantaże i polityczne intrygi, które snujecie za plecami porządnych ludzi. A gdy skończymy z wami, zajmiemy się pozostałymi plagami tego społeczeństwa. Zmiennokształtnymi, Zakonem Węża, Opiusmassonami, elfimi kanibalami, wszelkimi złodziejami i ulicznymi kur... 
Nie dokończył. Reszty wywodu musiał słuchać śnieg, który gryzłby "Orli nos", gdyby nie wgnieciony w potylicy mózg. Jego towarzysze zamiast jednak pomóc poszkodowanemu, tudzież wyciągnąć broń wyczekując kolejnego ciosu gapili się z niedowierzaniem na narzędzie zbrodni, a mianowicie drewniany, okuty żelazem kubek. Nie dostali jednak dużo czasu na podziwianie nietypowej broni, gdyż na plecy jednego z gapiów zwinnie i szybko wskoczył napastnik jednocześnie wbijając niewidzialny z pozoru sztylet w krtań nieszczęśnika. Gdy ciało berserka bezwładnie opadło na ziemię oczom pozostałych ukazało się szkarłatne od krwi ostrze wysunięte jakoby spod rękawa zabójcy. Łowcy, którzy w jednej sekundzie stali się zwierzyną wyciągnęli bez zawahania broń i bez "zbędnego" namysłu rzucili się na odzianego w szmaragd zwiadowcę. Ten jednak niczym światowej klasy tancerz zgrabnymi piruetami, błyskawicznymi unikami i wysokimi skokami omijał tnące powietrze w bitewnym szale ostrza, co jakiś czas dosięgając swoimi któregoś z napastników. Tu pachwina, tam pacha, u innego kolano. Powoli, lecz skutecznie zakapturzona brunetka osłabiła lub znacząco spowolniła pozostałą czwórkę przeciwników. 
- Ziemia! - do uszu Falki doszedł krzyk blondynki. Ufając Abigail, swojemu instynktowi i wyuczonym odruchom Sekhmet padła na śnieg w ostatnim momencie unikając ogromnej kuli ognia, która zmiotła dwóch "napastników".
Będąc jeszcze na ziemi zwinęła się jak żmija unikając uderzającego z impetem w śnieg topora, po czym z przykucu, niczym jaguar skoczyła właścicielowi do gardła swoim pędem i zaskakującą siłą przyszpilając go do ziemi, a w między czasie zmiękczając go stalowym ostrzem w grdyce. Wojownik krztusząc się żelastwem i własną krwią umierał, lecz nim jego powieki zamknęły się po raz ostatni, jakby przez mgłę dostrzegł spojrzenie swojego zabójcy. Spojrzenie, które mógł przysiąc, że nie należało do dwudziestopięcioletniej dziewczyny, lecz do dzikiego, spragnionego ludzkiej krwi zwierza.  
Ostatnim zajęła się już blondynka. Cała walka nie trwała więc długo, ale obie kobiety dyszały ze zmęczenia. Para buchała im z ust łapczywie wdychających suche, zimowe powietrze. Gdy obie wyrównały wreszcie oddechy Sekhmet obróciła się do Abigail, której spojrzenie wskazywało na to, że nie specjalnie chciała rozmawiać o tym samym, co leżący dookoła mężczyźni.
- Nic ci nie zrobili? - zapytała więc tylko Falka w między czasie kucając i wycierając stal o śnieg.
- Nie - odparła blondwłosa. - Dziękuję za ratunek.
Jej spokojny głos, nie należący do osoby, która właśnie zabiła trzech grożących jej śmiercią oprychów, nieco zaniepokoił zwiadowcę. Nawet ona nie potrafiła tak szybko wyzbyć się negatywnych emocji, które ciążyły na dzierżącym zakrwawiony miecz zabójcy. Pominęła jednak ów fakt milczeniem, skinieniem głowy odpowiadając w ten sposób blondynce "polecam się na przyszłość".
- Chodź - niezbyt wesołym głosem powiedziała oczyściwszy swoją broń. - Nie zapłaciłyśmy za obiad.


Abigail?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon wykonała prudence. z Panda Graphics.