poniedziałek, 1 stycznia 2018

Od Talyush'a do Frey

   Odsunąłem się od kapryśnego konika, po czym wstałem ciężko i otrzepałem ze śniegu.
- Ja wiem, że mnie nienawidzisz, ale daj się wyspać. W nocy dałaś mi popalić, teraz mam zakwasy. - Co prawda, nie miałem ich, ale mimo wszystko chciałem dłużej pospać. Berserk też człowiek. Choć chętnie wyzbyłbym się mojego dziedzictwa, nie chcę być jednym z nich. - Mogłabyś mi pomóc z rozpaleniem ogniska? Zrobię każdemu herbatę. - Powiedziałem, podchodząc do własnych juków.    
   Dziewczyna totalnie mnie zignorowała, więc na własną rękę zebrałem drzewo i rozpaliłem ognisko ponownie, a potem wlałem wodę do czajnika i przygotowałem dla każdego po kubku herbaty gruszkowej. Sam sobie natomiast przygotowałem aromatyczną, gorzką kawę.
    Frey zajęła się swoim rumakiem lepiej niż nie jeden koniuszy, do tego jeszcze poprawnie zaciągnęła siodło, aby nie poluzowało się podczas jazdy. Stara sztuczka koni, które nabierały w płuca powietrza, by później siodło było luźne i ich nie uciskało. Niestety, jeździec wtedy z reguły kończył lecąc w powietrze, albo spadając z końskiego grzbietu w bok. Przykra sprawa.
   - Słuchaj facet. - Zaczęła Frey, biorąc jeden z kubków z herbatą. Zanim coś dodała, szybko się wciąłem:
- Jestem Talyush. Ale możesz mówić "Tally". - Powiedziałem, zajmując się jednocześnie swoją szkapą. Mimo, że była czysta (pewnie robota Frey. Ciekawe co zrobiła temu biednemu konikowi przy okazji), wziąłem szczotkę i zacząłem jeszcze raz, bardzo delikatnie, szczotkować całego wierzchowca. Zarżał przyjaźnie, obracając ku mnie łeb.
   - Nieważne. Posłuchaj, nie dbam o to, że mnie pokonałeś w pojedynku. Ja wygrywam, prędzej czy później. A im zemsta późniejsza, tym słodsza. - Powiedziała jadowicie, patrząc mi prosto w oczy. Uniosłem tylko brew i ku jej irytacji wytrzymałem jej spojrzenie bez trudu.
   - Ah, zabij tego kupca i resztę. Ale dopiero jak skończę zadanie, dobra? Mam ich tam dostarczyć żywych, mam zamiar to zrobić, i sama dobrze wiesz, że nie jestem taki łatwy do pokonania. - Powiedziałem wesoło, po czym zdjąłem maskę aby raczyć się swoją kawą. - Jestem człowiekiem słownym. Choć sam najchętniej bym ich związał i dał wilkom na śniadanko, podjąłem się zadania eskorty. - Delikatnie dotknąłem metalowej płytki, którą miałem zamiast policzka. - Dałem dawno temu słowo, którego mam zamiar dotrzymać. I nawet tak utalentowana zabójczyni jak Ty nie będzie w stanie mnie powstrzymać. - Rzuciłem jadowicie, po czym dopiłem jednym haustem cholernie gorącą kawę i rzuciłem kubek w śnieg. Przez natłok wspomnień krew zaczęła się we mnie gotować, zaczęła mnie przepełniać bezradność i rozpacz. Ale nie miałem zamiaru pokazywać jej swoich słabych punktów, to byłby gruby błąd.
   - Obudź ich. Za pół godziny ruszamy. - Rzuciłem do niej i ruszyłem z buta przez trakt, chcąc sprawdzić drogę przed nami.
***

   Wróciłem po umówionym czasie, nasuwając głębiej kaptur. Maska została w jukach. Kupiec i jego żona już byli przygotowani do odjazdu, natomiast ten...ee..Henry? Chyba tak. On natomiast zaspany popijał herbatę, krzywiąc się i narzekając coś na "głupiego najemnika bez pieniędzy na cukier". W sumie, jego opinia nie obchodziła mnie wcale.
   Podszedłem do niego, wytrąciłem mu kubek z ręki i zacząłem zbierać swój sprzęt. On tylko pisnął z zaskoczenia i dopiero po chwili wydarł się na mnie:
   - Ty idioto! Piłem to, a to że smakowało jak szczyny to twoja wina, beztalencie! - Kupiec tylko westchnął, a młody rzucił się na mnie z pięściami, celując w szczękę. Szybko zrobiłem unik w bok, złapałem jego rękę i pociągnąłem w górę, a potem w dół, blokując ją na barku. Coś chrupnęło i smarkacz runął w śnieg, krzycząc z bólu. Wszyscy, kupiec, jego żona i Frey szybko spojrzeli na niego, a ja w milczeniu zacząłem dalej zbierać swój sprzęt. Nie zwracałem uwagi na krzyki tej grubej baby, olałem zdenerwowanie kupca i radość Frey. Zebrałem swoje rzeczy, wskoczyłem na konia i założyłem maskę, a potem rzuciłem do rodziców, klęczących przy tym gówniarzu:
   - Ruszamy. Nasz cel jest o pół dnia drogi stąd, będziemy tam przed świtem. - Nie czekając na nich, ruszyłem powoli na trakt i skierowałem konia na wprost, w kierunku Gwiazdy Zarannej. Wreszcie kres tej mordęgi.

(Frey?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon wykonała prudence. z Panda Graphics.