Ten cyrk mnie zainteresował. Tylko, że Taemin ubrał się zbyt lekko, ponieważ dzisiaj ma być burza śnieżna, ale go nie oceniam, mi i tak nie będzie zimno. Nie pamiętam już dokładnie jak to jest u ludzi. Postanowiłam nie zaprzątać sobię tym głowy. Po drodze do cyrku spotkaliśmy kilka stoisk, a mój kolega zatrzymywał się przy każdym. Ja postanowiłam iść dalej i w razie czego zająć miejsca. Kiedy dotarłam do cyrku Taemin był chwilę drogi za mną.
- Dzień dobry, panienka na pokaz? - zapytał bez życia kasjer.
- Tak ile za jeden bilet? - zapytałam otwierając torebkę.
- Pół korony, a za miejsca przy samej scenie jedna korona.
- To poproszę dwa bilety za koronę - Taemin był już prawie za mną.
Ja zapłaciłam i pokazałam mu bilety. Wszedł za mną do środka. Zajęliśmy miejsca na środku. Mimo, że mam tyle lat nigdy nie byłam w cyrku, może dlatego, że nie miałam czasu, sama tego nie wiem. Nagle zgasło światło. Mój towarzysz szepnął mi do ucha, że już się zaczyna, jakby nie było to oczywiste. Jak dla mnie światła tu mogły by być cały czas zgaszone. Na scenę wyszedł mężczyzna z mieczem w ręku. Światło było skierowane tylko na niego. Miecz zaczął zjadać, po czym go wyjął i pokazał, że nic mu nie jest. Podpalił miecz i powtórzył sztuczkę. Na koniec się skłonił i wszyscy zaczęli mu klaskać, ja zrobiłam to samo. Po nim weszła kobieta, w prawie przeźroczystej sukience, a z sufitu spadły dwa bardzo długie wstęgi czerwonego materiału. Akrobatka wspięła się po nich i zaczęła swój pokaz, który przypominał taniec w powietrzu. Na konie rozwinęła się tak, że wyglądała jakby miała uderzyć zaraz o ziemię, ale już po chwili stała i skłoniła się, po czym wyszła. Jej też wszyscy klaskali. Za nią na scenę wszedł mężczyzna za którym wjechała klatka z lwem. Sam otworzył klatkę, a lew wyszedł z niej. Poganiał go biczem, aby robił sztuczki i wydawał mu jakieś komendy.
- Biedny lew - powiedziałam cicho.
Po paru skokach przez obręcz, turlaniu się po podłodze i wielu innych lew chyba się zbuntował i zaczął ryczeć i szarżować na mężczyznę z biczem, w jego oczach było można dostrzec strach. Wiedziałam, że to nie skończy się dobrze. Zaciągnęłam kaptur na głowę i z nadludzką szybkością wbiegłam na scenę, przeniosłam lwa do klatki i ją zamknęłam, po czym wróciłam na miejsce i ściągnęłam kaptur. Nie było mnie dosłownie trzy, cztery sekundy, mam nadzieję, że Taemin nie zauważył. Widzowie byli chwilę zdezorientowani, więc postanowiłam, że zacznę klaskać, a inni poszli w moje ślady. Zaklinacz lwów sam przez moment nie wiedział co się dzieje, ale gdy doszły go odgłosy oklasków skłonił się zaczął mówić do lwa, że dzisiaj nie dostanie jedzenia i pociągnął klatkę za scenę. Po nim były też słonie, lamy, wielbłądy i jaguar, zupełnie jak na mojej broszce, był równie piękny. Chciałam bym się kiedyś z takim ścigać i widzieć jego minę, gdy jestem pierwsza na mecie. Pojawili się też klauni i wiele innych ciekawych osób.Minęły już cztery godziny, spektakle były długie, ale też bardzo interesujące i ciekawe.
- Panie i panowie, na koniec mamy dla państwa coś zupełnie nowego spektakl pod tytułem "Polowanie na wampira" - uśmiechnął się, a za nim wychodzili aktorzy.
Po pierwsze ten wampir w ogóle nie był podobny do wampira. Wielkie wystające kły, twarz jakby rzucono w nią mąką i czarne włosy. Stereotypowy opis wampira, po prostu świetnie. Jeszcze dał się złapać jak jakiś palant w pułapkę łowcy, którą była krew postawiona w okrytej liśćmi klatce. Pewnie jeszcze spali się na słońcu. Miałam rację nie chciałam tego dalej oglądać.
- Chodźmy już - wyciągnęłam Taemina za nadgarstek na zewnątrz.
- Dlaczego chcesz już iść? - zapytał niepewnie idąc za mną.
- Bo ten spektakl na końcu to była jakaś głupota, nie wiem kto napisał scenariusz, ale na pewno nigdy nie spotkał wampira i nic nawet o nich nie wie, przecież taki wampir to z jednym Łowcą bez najmniejszego problemu by sobię poradził w sekundę i jeszcze ta beznadziejna pułapka. Całość bardzo mi się podobała, ale to ostatnie to chyba jakaś pomyłka - zdenerwowałam się trochę, ale ogólnie byłam zadowolona z tego, że tam poszliśmy. Dalej szliśmy w milczeniu. Kiedy już na horyzoncie widzieliśmy gospodę znikąd wzięła się burza śnieżna.
- Mówiłam ci, że będzie ci za zimno - uśmiechnęłam się do niego i jak gdyby nic nie stało na mojej drodze szłam tak samo jak wcześniej. Niestety Taemin nie radził już sobię tak dobrze, wiatr utrudniał mu chodzenie. Tak samo zresztą jak innym, którzy też wybrali się na spacer w tą pogodę - No chodź to już blisko - złapałam go za rękę i ciągnęłam za sobą, aby mu pomóc, mam nadzieję, że się nie obrazi. Dosłownie sto metrów dalej weszliśmy do gospody. Magra widząc ten jakże uroczy obrazek kiedy to dziewczyna pomaga chłopakowi w trudnych warunkach pogodowych, wybuchł śmiechem. Ja jak gdyby nigdy nic zaczęłam wchodzić po schodach i w połowie się odwróciłam.
- Dziękuję, że mnie tam zabrałeś - uśmiechnęłam się i poszłam do swojego pokoju, a Taemin został na dole z Magrą.
(Taemin?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz