- Wystąpię na balu incognito - zaproponowała brunetka analizując dokładnie plan. - Członek Poczty od razu wzbudziłby podejrzenia. Nie mogę jednak przypisać sobie zbyt wysokiego tytułu. Jeszcze ktoś domyśli się oszustwa i to my skończymy w pasiastych piżamkach... Hmmm... Mogłabym uchodzić za baronessę. Nie dorasta hrabi do pięt, ale ze zwykłą szlachtą też się nie zadaje...
- Nie głupi pomysł - pokiwała z aprobatą dziewczyna. - Widzę że z tytułami szlacheckimi jesteś obeznana.
- Mniej więcej - potwierdziła Sekhmet. - Kojarzę co i jak, ale wolałabym nie wydawać się w dysputy ze specjalistami od heraldyki. Ci fanatycy wyczują fałsz na kilometr...
- Wiesz co, miałam pomysł, żebyś udawała zagraniczną - wtrąciła po chwili blondynka, na co Falka zareagowała wysokim uniesieniem brwi. - Nie zrozum mnie źle, łatwiej będzie Ci podsłuchiwać wszelkich plotek, jeśli pozostali będą sądzili, że nie rozumiesz. A poza tym z pewnością unikniesz krępujących rozmów, które mogłyby zagrozić misji.
De Nerha rozważała opcję w milczeniu. Pomysł nie był taki głupi, jak mógłby się z pozoru wydawać. Zagraniczne osoby były na balach egzotyczną atrakcją. Może zwróciła by na nią uwagę sama królowa zapraszając do swojego otoczenia.
- To może się udać - powiedziała powoli ciemnowłosa. - Pytanie skąd będę "pochodzić", żeby się nagle nie okazało, że na sali mają tłumacza...
- Spokojnie, wystarczy że powiemy iż przybyłaś zza Gór Antchrasty. Nikogo nie interesuje tamtejsza topografia. Możesz mi wierzyć - zapewniła Abigail.
- Skoro tak uważasz...
- Nie głupi pomysł - pokiwała z aprobatą dziewczyna. - Widzę że z tytułami szlacheckimi jesteś obeznana.
- Mniej więcej - potwierdziła Sekhmet. - Kojarzę co i jak, ale wolałabym nie wydawać się w dysputy ze specjalistami od heraldyki. Ci fanatycy wyczują fałsz na kilometr...
- Wiesz co, miałam pomysł, żebyś udawała zagraniczną - wtrąciła po chwili blondynka, na co Falka zareagowała wysokim uniesieniem brwi. - Nie zrozum mnie źle, łatwiej będzie Ci podsłuchiwać wszelkich plotek, jeśli pozostali będą sądzili, że nie rozumiesz. A poza tym z pewnością unikniesz krępujących rozmów, które mogłyby zagrozić misji.
De Nerha rozważała opcję w milczeniu. Pomysł nie był taki głupi, jak mógłby się z pozoru wydawać. Zagraniczne osoby były na balach egzotyczną atrakcją. Może zwróciła by na nią uwagę sama królowa zapraszając do swojego otoczenia.
- To może się udać - powiedziała powoli ciemnowłosa. - Pytanie skąd będę "pochodzić", żeby się nagle nie okazało, że na sali mają tłumacza...
- Spokojnie, wystarczy że powiemy iż przybyłaś zza Gór Antchrasty. Nikogo nie interesuje tamtejsza topografia. Możesz mi wierzyć - zapewniła Abigail.
- Skoro tak uważasz...
***
Zakapturzony mężczyzna, wraz ze swoimi podwładnymi z bezpiecznej odległości obserwował leniwie unoszący się dym z ogniska. Jego następny cel właśnie grzał się przy ogniu, podczas, gdy on, Jacques de Velsinge, słynny łowca wampirów i wszelkiej siły nieczystej chodzącej po tym świecie marzł na swojej szkapie w otoczeniu śmierdzących potem i chmielem berserków. Jego poprzednia kompania zginęła w starciu z ostatnim zleceniem, a nie posiadając zbyt wiele czasu de Velsinge zmuszony był zebrać grupę ochotników, a raczej najemników, którym nie przeszkadzała wizja śmierci z rąk wąpierza. Po raz kolejny zwątpił w słuszność swojego zlecenia, lecz przypomniawszy sobie niebotyczną sumę, jaką Ona wyznaczyła za głowę otoczoną złotym warkoczem, natychmiast pozbył się wszelkich wątpliwości.
***
Trzy dni później dziedziniec prowadzący do miasta, którym od paru dni podążały podróżniczki dwukrotnie zwiększył swoje zaludnienie. Kobiety nie mogły nawet swobodnie kłusować gdyż co chwilę drogę zagradzała im furmanka przepełniona sianem ciągnięta przez ospałe, zimnokrwiste kobyłki lub eleganckie karoce szlachetnie urodzonych, które dzielnie, mimo śniegu i mrozu ciągnęły kłusaki, tudzież inne gorącokrwiste kopytne. To przeludnienie nie świadczyło jednak o zbliżającym się celu.
- Niedaleko znajduje się Averse - wytłumaczyła Abigail widząc pytającą minę zwiadowcy. - Nieco większa miejscowość, a tej nocy tak się składa, że odbywa się coroczny festiwal ognia. Piękne wydarzenie...
- Zaiste wspaniałe - blondynce przerwał nieznany kobietom jegomość, którego fryzyjski wałach podkłusował do gniadosza Falki. - Tak pięknych sztuczek i zapierających dech w piersiach magicznych pokazów nie zobaczą panie na całym kontynencie!
Kobiety nie odpowiedziały na zaczepkę. Ich świdrujące spojrzenia wwiercały się w nieznajomego z należytą dozą wrogości i nieufności.
- Ależ gdzie moje maniery - rosły mężczyzna o dużym, krzywym nosie, odziany w gustowną tunikę pasującą do koloru przykrytych kapturem włosów nie speszył się chłodnym "przywitaniem". - Jacques de Velsinge, wędrowny kupiec, a tak się składa, że i przy okazji handlarz sztucznymi ogniami. Czy były by drogie panie takie miłe i potowarzyszyły mi i moim kompanom przez resztę drogi do Averse? - wskazał za siebie na faktycznie podążający za podróżnym wóz przepełniony czymś, co z daleka przypominało festiwalowe akcesoria pirotechniczne.
Sekhmet nadal milcząc spojrzała pytająco na Abigail. Coś jej się w mężczyźnie nie podobało... I z pewnością nie był to jego odpychająco brzydki orli nos...
- Niedaleko znajduje się Averse - wytłumaczyła Abigail widząc pytającą minę zwiadowcy. - Nieco większa miejscowość, a tej nocy tak się składa, że odbywa się coroczny festiwal ognia. Piękne wydarzenie...
- Zaiste wspaniałe - blondynce przerwał nieznany kobietom jegomość, którego fryzyjski wałach podkłusował do gniadosza Falki. - Tak pięknych sztuczek i zapierających dech w piersiach magicznych pokazów nie zobaczą panie na całym kontynencie!
Kobiety nie odpowiedziały na zaczepkę. Ich świdrujące spojrzenia wwiercały się w nieznajomego z należytą dozą wrogości i nieufności.
- Ależ gdzie moje maniery - rosły mężczyzna o dużym, krzywym nosie, odziany w gustowną tunikę pasującą do koloru przykrytych kapturem włosów nie speszył się chłodnym "przywitaniem". - Jacques de Velsinge, wędrowny kupiec, a tak się składa, że i przy okazji handlarz sztucznymi ogniami. Czy były by drogie panie takie miłe i potowarzyszyły mi i moim kompanom przez resztę drogi do Averse? - wskazał za siebie na faktycznie podążający za podróżnym wóz przepełniony czymś, co z daleka przypominało festiwalowe akcesoria pirotechniczne.
Sekhmet nadal milcząc spojrzała pytająco na Abigail. Coś jej się w mężczyźnie nie podobało... I z pewnością nie był to jego odpychająco brzydki orli nos...
Abigail? Trochę akcji w między czasie nie zaszkodzi ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz