sobota, 13 stycznia 2018

Od Taemina do Tarly

Nie byłem etatowym złodziejem, lecz skoro dziewczyna sama powiedziała, że mogę coś zabrać, to czemu nie miałbym skorzystać? Dokładnie przeszukiwałem wszystkie szafki, nie chcąc przeoczyć żadnego skarbu.
Miałem zamiar wybrać tylko najbardziej wartościowe rzeczy. W kredensie znalazłem ładną biżuterię. Miałem słabość do błyskotek tego typu, więc bez wahania wypchałem nimi wewnętrzne kieszenie płaszcza. Na jednej z półek spoczywały dwa zegarki kieszonkowe o misternym zdobieniach, które schowałem do torby. Prawie się uśmiechnąłem, gdy moim oczom ukazał się sztylet o rękojeści, na którą stać jedynie ważnego polityka. Postanowiłem później pozachwycać się jego pięknem, więc schowałem go do buta.
W przeciwieństwie do mnie niebieskowłosa zgromadziła pełny worek łupów.  Mi wystarczyło to, co zmieściło się w kieszeniach i torbie.
- Masz już wszystko czego chcesz? - spytała, stając przede mną. W dłoni ściskała świecznik, który lekko drżał. Pokiwałem głową. - Czas spalić to wszystko.
- Spalić? - zmarszczyłem brwi. - Po co?
Dziewczyna posłała mi tylko zirytowane spojrzenie i ruszyław stronę wyjścia. Podążyłem za nią. Mijane po drodze trupy nadal wywoływały u mnie dreszcze, więc starałem się unikać ich wzrokiem. Gdy zaledwie metry dzieliły nas od zniszczonych drzwi, usłyszeliśmy wycie. Miałem wrażenie, że moje serce na moment przestało bić, gdy rozpoznałem Ayamę. Kilka sekund zajęło mi wyjście z budynku. Desperacko zacząłem rozglądać się w celu odszukania wadery. Dostrzegłem ją opartą przednimi łapami o ogrodzenie. Usłyszałem za sobą kroki strażniczki. Podbiegłem do wilczycy, która na mój widok przestała wyć.
- Co się stało? - zapytałem, przeczesując ulicę wzrokiem. Cisza. Ayama zaskomlała cicho. Odwróciłem się w stronę niebieskowłosej, która patrzyła na mnie z niezrozumieniem. Uznałem alarm wadery za fałszywy i mimo jej protestów poszedłem do murów budynku.
- Możemy palić - powiedziałem. Nieznajoma wróciła ze świecznikiem do środka, ja tymczasem wywołałem wybuch na piętrze. Dostrzegłem ulatniający się przez wybite okna dym. Dziewczyna wybiegła z rezydencji, podejrzliwie patrząc w miejsce, gdzie przed chwilą rozniosłem jedno z pomieszczeń. Uśmiechnąłem się pod nosem, lecz nic nie powiedziałem.
Do moich uszu ponownie dotarło wycie Ayamy. Tym razem postanowiłem zweryfikować jego powód. Szybkim krokiem przeszedłem się wzdłuż ścian Niebieskowłosa szła tuż za mną. Przez ułamek sekundy zdawało mi się, że dostrzegłem znikający za rogiem kawałek peleryny lub płaszcza. Biegiem ruszyłem w tamtą stronę.
Czy to była ta sama postać, którą widziałem wcześniej? Postanowiła po coś wrócić, ale pożar zmusił ją do ucieczki? Gdzie jej towarzysz?
Nie byłem pewny, czy moje przypuszczenia są słuszne. Gdy od uciekającego dzieliło mnie kilka kroków, wyciągnąłem zza pasa nóż.
- Nie zabijaj go! - krzyknęła za mną niebieskowłosa. Westchnąłem i schowałem broń z powrotem. Przyspieszyłem, trudniej łapiąc oddech. Nieznajomy był szybki. Bardziej zdziwiło mnie jednak, z jaką łatwością przeskoczył ogrodzenie. Nie przestałem go ścigać. Pokonując cholerny płot, zahaczyłem o niego nogą. Nie przewróciłem się, lecz mocno zraniłem się w łydkę. Zignorowałem ból. W końcu znalazłem się na tyle blisko uciekającego, że zdołałem wskoczyć mu na plecy. Oboje przewróciliśmy się na bruk. Strażniczka nas dogoniła, ja przyłożyłem nieznajomemu sztylet do gardła. Spojrzałem na dziewczynę pytająco. Może był to ktoś niewinny, kogo znała? Ale dlaczego wtedy uciekał?


Tarly?
Przepraszam za to coś. Następnym razem bardziej się postaram ;;

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon wykonała prudence. z Panda Graphics.