Mimo że spałem całą noc, odczuwałem zmęczenie. Najchętniej zamknąłbym oczy oddając się w objęcia Morfeusza, lecz nie mogłem tego zrobić. Przez te kilka dni Magra nie da mi spokoju. Byłem pewny, że już niedługo wparuje do mojego pokoju i będzie zadręczać mnie pytaniami.
Wyjąłem z torby smoczą łuskę i położyłem ją na szafce nocnej. Miał być to prezent dla Bosmera, którego smoki strasznie fascynowały. Często opowiadał mi o nich w czasie naszych wypraw, lecz jego wiedza była zaczerpnięta jedynie z ksiąg, które od lat dumnie spoczywały w jego obszernej bibliotece. Ja natomiast miałem z nimi styczność. Magra twierdził, że mi tego zazdrości, a ja nie odpowiadałem. Elf nie wiedział, co mówi. Nie wiedział, jak smoki potrafią być okrutne.
Nie wiedział, jak to jest stracić przez taką bestię wszystko.
Z niechęcią wstałem z łóżka i poszedłem do łazienki, aby wziąć szybki prysznic. Będąc już w kabinie przekręciłem gałkę prysznica. Za pomocą miodowego mydła i wręcz lodowatej wody (wolałem taką niż gorącą) zmyłem z siebie trudy podróży.
Wróciłem do pokoju w samym ręczniku, oczywiście zapomniałem zabrać do łazienki czystych ubrań. Wyciągnąłem je z szafy i już miałem zamiar się przebrać, gdy drzwi się otworzyły. Cholera, nie zamknąłem ich.
- Spieprzaj - powiedziałem tonem, który najwidoczniej mroził krew w żyłach, bo Magra błyskawicznie się wycofał. Szybko się ubrałem i otworzyłem Bosmerowi drzwi.
- Mogłeś zapukać - posłałem mu niezadowolone spojrzenie. - Czego chciałeś?
Zamiast mi odpowiedzieć, jednym sprawnym ruchem chwycił moją koszulę i podciągnął ją do góry, ja nawet nie zdążyłem zareagować.
- W co ty się znowu wpakowałeś? - omiótł spojrzeniem moją zaszytą ranę.
- To nic takiego - mruknąłem.
- Kto ci to opatrzył?
- Abigail.
Pokiwał głową, w jego oczach dostrzegłem uznanie. Opuściłem koszulę i podszedłem do szafki, aby wziąć łuskę. Magra zamknął za sobą drzwi.
- Mam coś dla ciebie - powiedziałem, odwracając się w jego stronę i wręczyłem mu łuskę. Elf odwinął materiał. Gdy zobaczył, co było w nim schowane, na jego twarzy pojawił się promienny uśmiech.
- Srebrne smoki spotykane są coraz rzadziej, dziękuję.
Kącik moich ust drgnął, gdy lekko odwzajemniłem uśmiech.
- O dwudziestej zejdź do lokalu - powiedział po chwili. - Jeden ze szlachciców postanowił zorganizować w mojej gospodzie urodziny swojej córki. Będą grać najlepsi muzycy w mieście.
- Od kiedy twój lokal jest tak prestiżowy, że gości szlachciców? - zapytałem z ironią, za co oberwałem w ramię.
- Długo cię tu nie było, jesteś niedoinformowany - prychnął, po czym wyraz jego twarzy złagodniał. - Powiadom też swoją znajomą. Ja wolę nie iść do niej sam. Krzywdę by mi jeszcze zrobiła.
- Tobie? - zaśmiałem się. - Nie udawaj ofiary.
- Do wieczora - Magra z uśmiechem opuścił mój pokój, z którego sam po chwili wyszedłem, aby powiadomić Abigail o biesiadzie.
Zmarszczyłem brwi, gdy zobaczyłem wiszącą na drzwiach informację. Oczywiście nie byłbym sobą, gdybym zostawił dziewczynę w spokoju. Otworzyłem drzwi.
Abigail siedziała na łóżku. Zdziwiło mnie jednak uchylone okno. Postanowiłem jednak tego nie komentować.
- Nie umiesz czytać? - zapytała, mrużąc oczy.
- Umiem, przepraszam - wzruszyłem ramionami. - O dwudziestej na dole będzie biesiada organizowana przez kogoś bogatego. Możemy się na niej pojawić - uśmiechnąłem się lekko, czekając na jej odpowiedź.
Miałem nadzieję, że nie była bardzo zła, że zignorowałem napis na drzwiach. Taki mój charakter, nic na to nie poradzę.
Abi?
Moje też krótkie, przepraszam ;;
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz