Magra spojrzał na mnie z rozbawieniem.
- Co cię tak bawi? - syknąłem, mrużąc oczy.
- Jeszcze nigdy kobieta nie musiała mi pomagać - zaśmiał się.
Dwie sekundy zajęło mi wydobycie noża z pochwy i przystawienie mu do gardła.
- Nigdy nie sugeruj, że jestem słaby - wbiłem w niego spojrzenie.
- Za szybko się denerwujesz, Taeminnie - powiedział spokojnie. - Nie muszę sugerować. Wiem to, ty też.
Zdrobnienie i jego ton zirytowały mnie jeszcze bardziej. Przycisnąłem ostrze. Dostrzegłem strużkę krwi. Magra niespodziewanie zniknął. Wymamrotałem pod nosem ciche przekleństwo i odwróciłem się pospiesznie. Elf stał przede mną.
- Powinieneś pamiętać o tej sztuczce - powiedział z uśmiechem. - Twój nóż jest dobry, pilnuj go.
Wytrącił mi broń z ręki. Z pomocą magii znowu go chwyciłem. Bałem się stracić go z oczu.
- Dawno się nie biliśmy, ale wynik raczej by się nie zmienił.
Szybko zaczął wspinać się po schodach, ruszyłem za nim. Próbowałem trafić go nożem, lecz broń chybiła o kilka centymetrów i wbiła się w ścianę pokoju Abigail.
Magra zatrzymał się przy końcu korytarza i wyciągnął sztylet zza pasa. Wyrwałem nóż ze ściany i przyjąłem obronną pozycję. Może rzeczywiście za szybko się denerwowałem i byłem czasami przewrażliwiony, lecz chciałem z nim powalczyć.
Czekałem na ruch Bosmera, który nastąpił wcześniej niż się spodziewałem. W ciągu sekundy znalazł się kilka metrów bliżej.
Po zrobieniu kilku dużych kroków zamachnąłem się na niego z wyskoku. Zdążył się schylić i spróbował podłożyć mi nogę, gdy lądowałem. Udało mi się tego uniknąć.
Usłyszałem skrzypnięcie otwieranych drzwi. Zignorowałem to jednak. Okrążyłem elfa i wskoczyłem mu na plecy. Oplotłem go nogami w pasie i ponownie przyłożyłem mu nóż do gardła. Wolną dłoń ułożyłem na jego karku.
Okazało się, że za skrzypnięcie odpowiedzialna była Abi. Stanęła na środku korytarza i patrzyła na nas ze zdziwieniem.
Magra odsunął ostrze od siebie stanowczym ruchem i zrzucił mnie z siebie. Syknąłem z bólu, gdy upadłem na podłogę. Zdążyłem jednak się podnieść, zanim sztylet przeszył moją dłoń.
- Co wy wyprawiacie?! - krzyk Abigail sprawił, że zamarliśmy.
- Ćwiczymy - odparł Magra z uśmiechem.
- Przeproś mnie - przyłożyłem mu nóż do pleców. Lekko spiął łopatki.
- Nie znasz się na żartach - westchnął.
- Przeproś.
- Jesteś niemożliwy. Poza tym, nie zrobiłbyś mi krzywdy za taką błahostkę.
- Ta błahostka uraziła moją dumę. Rób co chcesz, ale nigdy mnie nie obrażaj.
- Przecież ci tłumaczę, że to tylko żarty.
Z irytacją rozciąłem matetiał jego koszuli.
- Ależ ty uparty. Przepraszam, wystarczy?
Uśmiechnąłem się uroczo i poklepałem go po ramieniu.
- W porządku. Pamiętaj o mojej radzie.
Wyminąłem go i spojrzałem na zdezorientowaną Abi.
- W czasie naszej podróży takie awantury zdarzały się kilka razy w tygodniu - wzruszyłem ramionami. - On cholermie lubi mnie denerwować.
Magra zdążył już zniknąć.
Poprawiłem koszulę, która przekręciła mi się podczas upadku i amulet, który się spod niej wysunął.
- O co teraz się kłóciliście? - zapytała, ja machnąłem ręką.
- Stwierdził, że jestem słaby. Wie, że mnie to drażni. Sam tego chciał.
Wyjąłem z kieszeni woreczek i sprawdziłem, czy jego zawartość nie ucierpiała. Na szczęście cytryny zachowały się w idealnym stanie.
- Po co ci one? - zapytała Abi.
Pokazałem jej pochwę od noża.
- Sam ozdabiałeś? - zapytała, przejeżdżając palcem po kamieniach. - Piękna.
- Dziękuję - uśmiechnąłem się i schowałem woreczek. Na piętrze pojawiła się Ayama. Otworzyłem drzwi do pokoju, aby mogła do niego wejść.
Abi?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz