- Już nie z Zakonu - wymamrotałam po chwili, przymykając nieco oczy. Sama nie wiedziałam czy to dobrze, że obcy rozpoznał we mnie niedoszłą zakonnicę Węża, co sprawiło, że niespokojnie się poruszyłam.
- Zniszczysz sobie życie, jeśli nadal będziesz brała opium - stwierdził, przechylając głowę na bok i podpierając ją dłonią. W ciszy obserwował jak drgam, słysząc nazwę ziela.
- Wiem - odwróciłam wzrok i zacisnęłam dłonie. - Dlatego próbuję przestać to robić - powiedziałam, dopiero po chwili orientując się, że wypowiedziane przeze mnie słowa zabrzmiały dosyć oschle. Może nawet nieco zbyt oschle. Nieznajomy uniósł lekko brew, nie spodziewając się takiego tonu z mojej strony, jednak nie dostrzegłam jego gestu.
Na dłuższy moment zapadła cisza, gdy oboje pogrążyliśmy się w swoich własnych myślach. Zastanawiałam się gdzie bym teraz była, gdyby nie śmierć Coddie. Co by było gdybym jednak została w Zakonie Węża? Gdyby śmierć przyjaciółki nie otworzyłaby mi oczu na szkodliwe działanie "maku"?
- Rano ruszamy - odezwał się mężczyzna, wyrywając mnie z zamyślenia. Właściciel karego konia usiadł głębiej w fotelu i oparł głowę na materiałowym oparciu. - Wyśpij się - powtórzył, przymykając oczy.
- Mhm, dobrej nocy... - wymamrotałam, zdejmując z siebie płaszcz i kładąc go razem z kocem z boku, a następnie gasząc lampę. W domu było cieplej niż na zewnątrz, jednak i tak temperatura pomieszczenia wydawała mi się dosyć chłodna. Lekko zadrżałam, po czym niemal natychmiast opatuliłam się futrem, kładąc się na łóżku. Odwróciłam się w stronę ściany i przymknęłam oczy, nie słysząc żadnej odpowiedzi ze strony jasnowłosego.
(...)
Pomimo zmęczenia, jedynie leżałam na łóżku z zamkniętymi oczami. Myśli cały czas podsuwały mi kolejne obrazy z dzisiejszego dnia, zmuszając mnie do zastanowienia się nad moim towarzyszem, czy też może raczej przewodnikiem. Niestety nadal nie miałam pojęcia dlaczego zaoferował on mi pomoc - dla zysku, przez kaprys...?
W zaśnięciu nie pomagał mi również coraz bardziej wyczuwalny "głód" opium. Z cichym westchnięciem otworzyłam oczy i podniosłam się do siadu, a następnie rozejrzałam się po pomieszczeniu, gdy tylko mój wzrok przyzwyczaił się do ciemności. Na moment oparłam głowę na dłoni, nie zauważając niczego niezwykłego w pokoju. Zerknęłam w stronę - chyba drzemiącego, choć pewności nie miałam - mężczyzny.
Podniosłam się z łóżka i chwyciłam koc z symbolem Białego Szczytu, by po chwili okryć nim jasnowłosego. Zawahałam się, przypominając sobie jego wyjaśnienie dotyczące temperatury, jednak nie zabrałam materiału - w najgorszym wypadku mnie okrzyczy, chyba. Przez moment przyglądałam mu się, po czym podeszłam do stolika. Niepewnym ruchem wyjęłam z sakwy kilka diuńskich koron i położyłam je na blacie, tuż obok białych koron mojego towarzysza.
Ostrożnie wróciłam do łóżka i usiadłam na nim, sięgając do woreczka z opium. Tym razem nie skupiłam się na samej substancji, a na maleńkiej buteleczce z nalewką opiumową - zawsze nosiłam ją na wszelki wypadek, w razie gdybym nie mogła inaczej przyjąć "maku". Przez moment obracałam naczynko w palcach, nie mogąc się zdecydować czy wypić jego zawartość. Niestety nie udało mi się powstrzymać pokusy, którą przez kilka ostatnich dni starałam się ignorować. Odkorkowałam fiolkę, by następnie wypić kilka kropli kwaśnej nalewki. Schowałam naczynie i położyłam się, bojąc się że nie dam rady odpędzić chęci wypicia reszty płynu. Przymknęłam oczy, czując przyjemne odrętwienie i senność, powoli rozlewające się po moim ciele. Żałowałam, że nie wypiłam większej dawki, jednak musiałam chociaż spróbować z tym walczyć.
(...)
Zamrugałam, czując szturchnięcie w ramię. Po chwili ruch ten został mocniej powtórzony, na co szybko podniosłam się z łóżka. Niestety poskutkowało to krótkim bólem głowy, na który zmrużyłam oczy. Starając się ogarnąć, zerknęłam na jasnowłosego, który patrzył na mnie zirytowanym wzrokiem.
- Um... Już jedziemy...? - zapytałam niepewnie, zakłopotana rozglądając się po pokoju.
|Coś chyba trochę (bardzo...) nie wyszło :'v...|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz