środa, 24 stycznia 2018

Od Abigail do Adeline

- Panowie chyba pomylili kobiety... - zaczęłam, ale jeden z nich mi się wtrącił.
- Oj panienki teraz pójdziecie... - nie dokończył.
Po nanosekundzie miał zszyte usta.
- Mi się nie przerywa, może załatwimy to na dworze? Nie chcę zniszczyć tego lokalu - uśmiechnęłam się. Złapałam towarzyszkę za ramię i przeteleportowałam nas obok drzwi. Dryblasy pobiegły za nami, ten z szytymi ustami próbował coś mówić, ale lała się jedynie krew. 
Powoli przestawało padać, chociaż wiatr wiał dalej.
- Czarownica - krzyczeli na mnie.
Co za dziwni ludzie, to przecież normalne jakby poszli do szanujących się medyków to każdy z nich używa magii, raczej długo nie pożyli na Sollasis, gdzie aż roi się od magii. Uśmiechnęłam się do nich z zębami patrząc im prosto w oczy. W jednym momencie widziałam ich strach przed tym, że zginą, a w drugim chwałę po tym jak rzekomo mieli by mnie zabić. Pożałują tego. 
Ty bierzesz dwóch z lewej, ja z prawej - nie wiedziałam czy moja towarzyszka potrafi walczyć, ale odruchowo to powiedziałam. 
Pstryknęłam tylko palcem, a jeden z nich płonął żywcem. Drugi nie przestraszył się swojej możliwej wersji śmierci, więc miałam dla niego coś mniej wyszukanego. Pobiegłam i po nanosekundzie już stałam za nim. Złapałam go za głowę i poderżnęłam mu gardło. Moja towarzyszka też już kończyła. Za nią szedł ten z szytą buzią.
- Padnij - krzyknęłam do niej, a ona nie wiem czy odruchowo to zrobiła.
W głowie mężczyzny tkwił lodowy grot.
- Musimy uciekać - powiedziała patrząc się we mnie.
Mi się nigdzie nie spieszyło, ale jej posłuchałam i wskoczyłam na konia. Jechałyśmy tak przez dłuższą chwilę.
- Zapomniałyśmy płaszczy - powiedziała do mnie z ubolewaniem.
- To ty ich zapomniałaś ja je wzięłam - wyciągnęłam niczym magik zza siebie płaszcze i podałam go jej, a ja założyłam swój. Pozory normalności muszę jakoś zachować przynajmniej w miarę ciepłym ubiorem w taką pogodę. 
Czekałam, aż się przedstawi, ale najwidoczniej nie spotkała jeszcze nikogo kto był by wyżej w hierarchii niż ona, dlatego mimo zasad zaczęłam.
- Abigail z rodu Raven, miło mi - uśmiechnęłam się do niej. 
Była lekko zdezorientowana moim przedstawieniem się, ale zaczęła.
- Adeline Rossa - dygnęła prawie niezauważalnie, zrozumiała, że jestem z wyższego rodu po moim przedstawieniu się.
- Myślę, że zostanę tu jeszcze z tobą, a jedziemy myślę w tym samym kierunku. Za pięć kilometrów będzie gospoda w której możemy się zatrzymać - uśmiechnęłam się do niej.
Jechałyśmy chwilę w ciszy. Zastanawiało mnie jak ktoś taki jak ona mógł przebywać w takim miejscu bez eskorty czy nawet powozu. Ja zwiedzałam świat, przy okazji pomagając, badając i po prostu żyjąc, robiłam co mi się zachciało w danej chwili. Ona nie wyglądała na ten typ, raczej na dziewczynę która miała w jednym momencie wszystko po czym to straciła i próbuje przetrwać mimo nawyków. Myślę, że dużo się nie pomyliłam. Miałam w końcu dobre oko i podejście do ludzi w zależności z kim rozmawiałam. Ciekawiło mnie jedynie jej nazwisko, niby je kojarzyłam, ale na dworach się z nim raczej za często nie spotykałam. Może na balach? Sama już dobrze nie pamiętałam, najwidoczniej nie było dla mnie dość ważne.
W końcu dojechałyśmy do upragnionej gospody w której mogłyśmy spędzić noc.

(Adeline?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon wykonała prudence. z Panda Graphics.