Obudziłem się kiedy tylko pierwsze promienie słoneczne wpadły przez kratowane drewnem okna, spoczywając na mojej twarzy. Zmarszczyłem brwi drgając, gdy ciało powracało powoli do formy, a paraliż senny je opuścił. Powoli wyprostowałem się i momentalnie pożałowałem zasypiania na fotelu; mój kręgosłup promieniował ostrym bólem, szyja strzyknęła za mocno również sprawiając mi ból, policzek zaś był cały czerwony, mając na sobie odciśnięte palce mojej dłoni. Ze skrzywieniem rozejrzałem się po pokoju, aż mój wzrok padł na smacznie śpiącą nastolatkę, zawiniętą w zrolowaną pościel. Może gdyby nie była taka delikatna, kazałbym jej spać na podłodze a sam zasnąłbym w łóżku, a potem wyspany obudziłbym się z dobrym humorem gotowy na wyprawę. Ale tak nie było. Spojrzałem w dół na kolana i ze zdziwieniem ujrzałem na nich koc, który wcześniej odłożyła na bok. Dziwny dzieciak. Wstałem z fotela i przeciągnąłem się, by podejść do torby, w której nosiłem sweter na zmianę i wyciągnąłem go, zdejmując z siebie ten koloru popiołu, który zdążył się zapocić, oraz przebrałem spodnie. I tak spała, nie musiałem martwić się, że sama posądzi mnie o demoralizację młodocianych i odebranie jej oczu niewinności. Wyszedłem jeszcze na dwór i skorzystałem z deszczówki, obmywając twarz i ręce, co orzeźwiło mnie i przywróciło nieco humoru. Było wcześnie i choć mówiłem, że wyjedziemy o świcie, zwyczajnie nie mogłem odmówić jej kolejnych trzydziestu minut snu, podczas których porozmawiałem ze staruszką i otrzymałem od niej kilka kromek świeżego chleba oraz masło. Wreszcie, udałem się do pokoju i nachyliłem nieco nad dziewczyną, szturchając ją.
- Wstawaj - powiedziałem od niechcenia. Nie zareagowała, więc szturchnąłem ją o wiele mocniej. Tym razem poskutkowało, nastolatka nagle uniosła się gwałtownie, przez co musiałem się cofnąć i spojrzałem na nią z lekko zmarszczonymi brwiami. Zapytała czy jedziemy, porozglądała się chwilę, po czym jej wzrok spoczął ponownie na mnie, oczekując odpowiedzi. Przyglądałem jej się dłuższe kilka sekund.
- Na stole masz chleb, zjedz i zbieraj manatki - powiedziałem ostro i chłodno, łapiąc za torbę i wychodząc. Jej oczy były widocznie przekrwione, co mogło być oznaką brania opium. Kiedy ta mała.. pokręciłem do siebie głową zbliżając się do stalliona, uwiązałem torbę i upewniłem się, że wszystko zabrałem. Miałem już na sobie płaszcz, włosy zaś splotłem w długi warkocz, aby nie przeszkadzały podczas jazdy. Po kilkunastu minutach młodociana uraczyła mnie swą obecnością, mając równie kwaśną minę co ja rano, budzący się po nocy w fotelu.
- Ryuu.
Uniosła wzrok i automatyczną reakcją złapała rzucony w jej stronę malutki woreczek z koronami, które zostawiła na stole, co zauważyłem przy przeglądaniu torby. Doceniałem, że chciała zapłacić za siebie i gościnę, ale musiała pamiętać, że życie jest ciężkie, raz jest się na wozie, a raz pod wozem. Z naszej dwójki to ona najbardziej tych koron potrzebowała.
- Nie prosiłem byś za siebie płaciła, nie rób tego więcej - rzuciłem i wyciągnąłem w jej stronę dłoń, czekając aż zdecyduje się wejść na konia. Ogier prychnął i poruszył się niespokojnie.. wyczuwał jej podejście, jej strach. Przytrzymałem go, a dziewczyna niepewnie pierwsza wskoczyła, garbiąc się i drgając. Odszedłem do tyłu, popchałem ją bardziej do szyi konia i wskoczyłem za nią, łapiąc za wodze w ten sposób.
- Czy z przodu.. nie będzie ci łatwiej prowadzić? - zapytała zdezorientowana. Pociągnąłem konia i wyprowadziłem nas na drogę, powoli truchtając.
- Owszem, ale z wczorajszego doświadczenia wiem, że zostawianie cię na tyle kończy się jedynie zdenerwowaniem mojego wierzchowca. Po za tym, denerwuje mnie gdy ktoś czepia się mojego ciała w przy jeździe.
- Wybacz.. - westchnęła i nie wiedząc co robić z rękami, złapała się grzywy rumaka. Nie skomentowałem już niczego więcej, tylko prowadziłem. Nie zakładałem dzisiaj maski, wolałem zdać się na wzrok, tym bardziej siedząc z tyłu.
- Wstawaj - powiedziałem od niechcenia. Nie zareagowała, więc szturchnąłem ją o wiele mocniej. Tym razem poskutkowało, nastolatka nagle uniosła się gwałtownie, przez co musiałem się cofnąć i spojrzałem na nią z lekko zmarszczonymi brwiami. Zapytała czy jedziemy, porozglądała się chwilę, po czym jej wzrok spoczął ponownie na mnie, oczekując odpowiedzi. Przyglądałem jej się dłuższe kilka sekund.
- Na stole masz chleb, zjedz i zbieraj manatki - powiedziałem ostro i chłodno, łapiąc za torbę i wychodząc. Jej oczy były widocznie przekrwione, co mogło być oznaką brania opium. Kiedy ta mała.. pokręciłem do siebie głową zbliżając się do stalliona, uwiązałem torbę i upewniłem się, że wszystko zabrałem. Miałem już na sobie płaszcz, włosy zaś splotłem w długi warkocz, aby nie przeszkadzały podczas jazdy. Po kilkunastu minutach młodociana uraczyła mnie swą obecnością, mając równie kwaśną minę co ja rano, budzący się po nocy w fotelu.
- Ryuu.
Uniosła wzrok i automatyczną reakcją złapała rzucony w jej stronę malutki woreczek z koronami, które zostawiła na stole, co zauważyłem przy przeglądaniu torby. Doceniałem, że chciała zapłacić za siebie i gościnę, ale musiała pamiętać, że życie jest ciężkie, raz jest się na wozie, a raz pod wozem. Z naszej dwójki to ona najbardziej tych koron potrzebowała.
- Nie prosiłem byś za siebie płaciła, nie rób tego więcej - rzuciłem i wyciągnąłem w jej stronę dłoń, czekając aż zdecyduje się wejść na konia. Ogier prychnął i poruszył się niespokojnie.. wyczuwał jej podejście, jej strach. Przytrzymałem go, a dziewczyna niepewnie pierwsza wskoczyła, garbiąc się i drgając. Odszedłem do tyłu, popchałem ją bardziej do szyi konia i wskoczyłem za nią, łapiąc za wodze w ten sposób.
- Czy z przodu.. nie będzie ci łatwiej prowadzić? - zapytała zdezorientowana. Pociągnąłem konia i wyprowadziłem nas na drogę, powoli truchtając.
- Owszem, ale z wczorajszego doświadczenia wiem, że zostawianie cię na tyle kończy się jedynie zdenerwowaniem mojego wierzchowca. Po za tym, denerwuje mnie gdy ktoś czepia się mojego ciała w przy jeździe.
- Wybacz.. - westchnęła i nie wiedząc co robić z rękami, złapała się grzywy rumaka. Nie skomentowałem już niczego więcej, tylko prowadziłem. Nie zakładałem dzisiaj maski, wolałem zdać się na wzrok, tym bardziej siedząc z tyłu.
(...)
Pogoda sprzyjała nam cały ranek, dlatego bez problemu dotarliśmy na miejsce jeszcze przed południem, kiedy niektórzy uciekali do domów na obiad. Miasto w którym sie znajdowaliśmy przypominało już bardziej rozwinięty obszar Gwiazdy, wejście witało nas mostem, brukowanymi uliczkami, latarniami i pełnymi ludności skwerami i alejkami bazarowymi. O ile kilka godzin słyszeliśmy jedynie śpiew ptaków i stukot kopyt, tak teraz wszędzie było głośno i tłoczno, jak na mój gust.
- To tutaj - odezwałem się, podjeżdżając pod gospodę w której zatrzymywali się handlarze i kupcy z innych stron. Jeśli ma szczęście, trafi na niego w środku. Pierwszy zeskoczyłem z konia i pomogłem jej zejść.
- Jesteś pewny? - zapytała zerkając raz na drzwi, a raz na mnie. Wyprostowałem się i przyjrzałem placówce od kamienia po dach.
- Jeśli go tu nie ma, to znajdziesz innego, chociaż wątpię - powiedziałem nijak, łapiąc za wodze i odwracając konia. Moja robota przy dziewczynie była skończona, mogłem więc wrócić do własnych spraw.
- P-poczekaj! - zatrzymała mnie nagle. Popatrzyłem na nią odwracając głowę. - Już wyjeżdżasz?
Zdziwiło mnie to pytanie. Po co jej ta wiedza, jeśli mieliśmy o sobie zapomnieć już za kilka godzin? Uniosłem brew. A co mi szkodzi odpowiedzieć.
- Muszę odbyć tu kilka rozmów, możliwe że zostanę w hotelu Lancastera - rzuciłem jej jeszcze jedno spojrzenie i uniosłem dłoń w geście pożegnania, prowadząc u boku konia. Jeśli uda jej się transakcja, to może wracać skąd przybyła. Nie podejrzewałem ją o to, by odwiedzała mnie ponownie, nie miała powodu.
- To tutaj - odezwałem się, podjeżdżając pod gospodę w której zatrzymywali się handlarze i kupcy z innych stron. Jeśli ma szczęście, trafi na niego w środku. Pierwszy zeskoczyłem z konia i pomogłem jej zejść.
- Jesteś pewny? - zapytała zerkając raz na drzwi, a raz na mnie. Wyprostowałem się i przyjrzałem placówce od kamienia po dach.
- Jeśli go tu nie ma, to znajdziesz innego, chociaż wątpię - powiedziałem nijak, łapiąc za wodze i odwracając konia. Moja robota przy dziewczynie była skończona, mogłem więc wrócić do własnych spraw.
- P-poczekaj! - zatrzymała mnie nagle. Popatrzyłem na nią odwracając głowę. - Już wyjeżdżasz?
Zdziwiło mnie to pytanie. Po co jej ta wiedza, jeśli mieliśmy o sobie zapomnieć już za kilka godzin? Uniosłem brew. A co mi szkodzi odpowiedzieć.
- Muszę odbyć tu kilka rozmów, możliwe że zostanę w hotelu Lancastera - rzuciłem jej jeszcze jedno spojrzenie i uniosłem dłoń w geście pożegnania, prowadząc u boku konia. Jeśli uda jej się transakcja, to może wracać skąd przybyła. Nie podejrzewałem ją o to, by odwiedzała mnie ponownie, nie miała powodu.
| A może jednak miała, hm? |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz