środa, 3 stycznia 2018

Od Freysdal do Talyush'a

Powoli ruszam w stronę mężczyzn, lustrując wzrokiem ich i bronie, w które są wyposażeni. Miecz bękarci, ładniej ujmując półtorak, topór, kusza na plecach jednego z pachołów Daveth'a i morgensztern. Będzie ciężko, ale dam radę, pod warunkiem, że zabiorę jednemu z nich tarczę. To nie mój styl walki, zwykle stawiam na zwinność, a więc wiele uników i zmęczenie przeciwnika, stąd też tyle blizn, nie noszę nawet najlżejszej zbroi, jednak w przypadku takich broni muszę bardziej na siebie uważać. Powoli sięgam po wcześniej zakupiony, dość krótki, jednoręczny miecz i chwytam go pewnie. Będę musiała podejść bliżej, jednak im dłuższy miecz, tym mniej poręczny, a przy moim, no cóż, dość niewielkim wzroście to nic dobrego. Staję za najniższym z mężczyzn, cicho, niemal niesłyszalnie szeleszcząc płaszczem. Rozpinam go i rzucam na bok, by mi nie zawadzał i porywam tarczę z wymalowanymi dwoma wieżami połączonymi mostem, cofając się z szerokim uśmiechem. Pachoł odwraca się gwałtownie, machinalnie kładąc dłoń na morgenszternie.
- Panowie, co powiecie na walkę? - lekko uderzam płazem miecza o łydkę, unosząc głowę, by spojrzeć dowódcy grupki w oczy, przy tym uśmiechając się wyzywająco — Sugeruję, by zakończyła się dopiero po śmierci drugiej strony. Wszystkie chwyty dozwolone — mężczyzna prycha wzgardliwie, sięgając po topór.
- Życzę ci powodzenia, laluniu — kiwam głową, od niechcenia wykonując młynek mieczem. Zabawne, że zwykli zjadacze chleba myślą, iż walka to nieprzerwane krzyżowanie mieczy, coś na zasadzie "ja w ciebie, ty we mnie, a ja kurwa w ciebie". Taka walka szybko kończyłaby się złamaniem broni. Rudy, najmniejszy najemnik z mieczem, będący niemalże mojego wzrostu rzuca się jako pierwszy, tnąc właściwie na oślep, odskakuję, a po chwili uchylam się przed ostrzem, kopiąc mężczyznę w krocze. Ten zasysa powietrze z głośnym sykiem, gnąc się wpół, co bez chwili wahania wykorzystuję, wbijając mu pierwszy lepszy sztylet w kark i pozostawiając go tam. W ostatniej chwili unoszę tarczę, osłaniając się przed silnym, gwałtownym uderzeniem topora, które wstrząsa całym moim ciałem. Rudzielec ostatkiem sił unosi miecz, tnąc mnie w bok, skupiona na toporniku nie dostrzegam tego i syczę z bólu, pospiesznie odskakując na dobry metr. Ranny z jękiem osuwa się na ziemię, a ja mimowolnie oddycham z ulgą, skupiając się na dwóch pozostałych przeciwnikach. Unikam cięcia topora, wykonując półobrót i tym samym znajdując się obok przeciwnika. Korzystając z ataku, który zapamiętałam z walki z Talyush'em, błyskawicznie uderzam mężczyznę w klatkę piersiową głowicą wyjętego zza pasa, trzymanego jedynie dwoma palcami sztyletu, jednocześnie unosząc tarczę, by zablokować cios bronią obuchową. Pochylam się, by uratować swoją głowę przed niechybnym zamienieniem jej w krwawą papkę i tnę topornika po nogach, lecz ten przeskakuje nad krótkim, połyskującym w promieniach słońca ostrzem. Zgrzytam zębami, przetaczając się przez bark i podrywając pospiesznie. Gińże, którykolwiek! Gniewnie atakuję mężczyznę z morgenszternem prostym cięciem w klatkę piersiową mieczem i sztyletem na raz, jednak ten szybko blokuje cios, wstrzymuję oddech, widząc kolec broni tuż przed twarzą. Zaciskam usta, napinając mięśnie i gwałtownie zsuwam miecz po rękojeści morgenszterna, po czym robię szybki krok, wbijając mężczyźnie miecz idealnie między żebra, a więc przebijając płuco. Zszokowany rozchyla usta i zaczyna krztusić się własną, wypływająca u ust krwią, a po chwili pada na ziemię, oddychając coraz ciężej. Dobranoc. Zasapana odwracam się w stronę ostatniego przeciwnika, gdy ten osuwa się na ziemię ze splamionym krwią, przeszytym strzałą gardłem. Natychmiast orientuję się kto to, tylko jedna osoba posiada takie strzały. A to suka, ukradła mi go. Zaciskam usta i chowam miecz do pochwy, łapiąc oddech. Rozglądam się szybko i dostrzegam ją, smukłą, ciemnowłosą i ciemnooką elfkę o szpiczastych jak cholera uszach i wyższym od niej samej łukiem. Zawiesza go na plecach i zeskakuje na ziemię, przytrzymując pełen charakterystycznych strzał kołczan.
- Poradziłabym sobie sama, bez twojej wątpliwej pomocy — rzucam, krzyżując ręce na piersi i patrząc na kobietę spode łba.
- Kochana, beze mnie leżałabyś tam zamiast niego — szybko odpowiada elfka. Po chwili dołącza do nas Talyush, podejrzliwie lustrując kobietę wzrokiem.
- Poznaj Maeve, moją... Starą znajomą-niechętnie tłumaczę najemnikowi, krzywiąc się.
- Znajomą po fachu, później towarzyszkę, ile razy to ona nie próbowała mnie zatłuc. Ii później jednorazowo kochankę, ta menda nie pogardzi żadnym towarzystwem — uzupełnia kobieta, śmiejąc się dźwięcznie i obejmując mnie ramieniem, na co odsuwam ją od siebie zdecydowanie.
- To dawne czasy, nie wywlekajmy niepotrzebnie takich szczegółów na światło dzienne — niech ta kurwa wreszcie się przymknie — Zwyczajnie byłam znudzona, pijana i szukałam czegoś do roboty, a napatoczyła się ta paskudna, więc stwierdziłam, że nie zaszkodzi spróbować i tak.
- Skoro się mnie wypierasz... Au revoir! - rzuca ciemnowłosa, ruszając w swoją stronę. Wreszcie.

Talyush?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon wykonała prudence. z Panda Graphics.