Na dźwięk pukania do drzwi wstałem z podłogi. Otworzyłem drzwi i zobaczyłem Magrę.
- Wiedziałem, że tu jesteś - powiedział. Pewnie wyczuł moją obecność w pokoju Abi.
Wyszedłem na korytarz.
- O co chodzi? - zapytałem, taskując go spojrzeniem.
- Ayama nie chce wyjść z kuchni i robi bałagan. Proszę, zabierz ją - westchnął. - Swoją drogą, przemyślałeś to, co ci powiedziałem?
- Zgadza się - odparłem swobodnym tonem. - Przed chwilą nawet sama mi to zdradziła. Chciała, abym ci to przekazał.
Zmierzył mnie uważnym wzrokiem.
- I co o tym myślisz?
Wzruszyłem ramionami.
- Na pewno nic nie zmieniło się na gorsze. A wręcz przeciwnie. Teraz już nie musimy niczego ukrywać - chyba się uśmiechnąłem. - Czy tobie przeszkadza, że jest wampirem?
- Skądże - odparł. - Po prostu jestem trochę zdziwiony. Nie miałem okazji jeszcze gościć kogoś takiego. Mam tylko nadzieję, że nie ściągnie na nas żadnych kłopotów.
Tego prędzej możesz spodziewać się po mnie, pomyślałem.
Po chwili głośno gwizdnąłem. Usłyszałem kroki na schodach i Ayama pojawiła się na piętrze.
- Dzięki - powiedział Bosmer z wdzięcznością i skierował się w stronę, z której pojawiła się wadera. Przed zejściem jeszcze spojrzał na mnie. - Uważaj na rubiny. Szczególnie te senne.
Zmarszczyłem brwi i zanim zapytałem go o sens tych słów, zniknął za rogiem.
Wróciłem do pokoju Abi razem z Ayą.
- Myślałam, że gorzej to przyjmie - powiedziała z ulgą. Słyszała zatem naszą rozmowę. Usiadłem na podłodze.
- Też tak myślałem.
Aya usiadła obok mnie, opierając się o moje ramię.
- Zastanawia mnie pewna rzecz - odezwałem się w zamyśleniu.
- Jaka?
- Jestem tylko młodym półkrwi Altmerem, a jednocześnie bardzo uzdolniony magicznie. Tak kiedyś powiedział mój nauczyciel. Czy ten...stopień magii zależy od genów.
- Geny mają w tym swój wkład - odparła. - Jeden z twoich rodziców musiał być w takim razie bardzo zdolnym magikiem.
Pokiwałem głową. Moja matka była uzdolniona.
- Denerwują mnie też moje włosy - dodałem po chwili.
- Dlaczego? - trochę się zdziwiła.
- Wolałbym mieć ciemniejsze. Na przykład takie jak ty. Moje są wręcz białe. Lubię je, ich inność, ale mnie denerwują. Za mocno się wyróżniają.
- Rzeczywiście. Od razu widać, że nie jesteś czystym onterre, które mają przeważnie ciemne włosy.
- Otóż to - westchnąłem.
- Teraz ja mam pytanie.
- Pytaj śmiało.
- Jest taka magiczna umiejętność, która sprawia ci najmniej trudności albo po prostu najbardziej lubisz z niej korzystać.
Nie odpowiedziałem. Postanowiłem jej to pokazać.
W powietrzu przede mną pojawił cię ciemny kształt. Po chwili przybrał formę noża, a raczej jego cienia. Nadałem mu odpowiednie kolory oraz strukturę. Rękojeść ozdobiłem kamieniami. Idealnie odwzorowałem moją nową broń.
Abi szerzej otworzyła oczy i wyciągnęła dłoń, aby dotknąć noża. Jej dłoń jednak przeleciała przez niego.
- Iluzja - powiedziała cicho, na co się uśmiechnąłem.
- Potrafię tworzyć niewielkie rzeczy. Nad większymi zdarza mi się tracić kontrolę.
- Niesamowite. Wygląda jak prawdziwy. Jak długo się tego uczyłeś?
- Iluzję ćwiczyłem już jako dziecko. Uczyłem się tworzyć jak najbardziej precyzyjne. W końcu nawet najgładszy kamień ma mimo wszystko ziarnistą powierzchnię.
Nóż rozpłynął się w powietrzu. Jego miejsce zajęła róża o krwistoczerwonych płatkach. Przeniosłem iluzję, umieszczając ją na kolanach dziewczyny. Płatki stopniowo zaczęły przyjmować biały kolor.
- Dotknij jej - powiedziałem z uśmiechem.
Usta Abi rozchyliły się, gdy jej palce musnęły najprawdziwszy, lekko mokry od rosy liść. Moja matka potrafiła przenosić iluzje do świata rzeczywistego. Część tej wiedzy mi przekazała. Rzadko jednak z niej korzystałem.
Abi?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz