środa, 24 stycznia 2018

Od Taemina do Abigail

- Coś ty taki naburmuszony?
Magra spojrzał na mnie z ukosa.
- A jak myślisz?
Na jego odpowiedź uśmiechnąłem się wrednie.
Miałem pretekst do irytowania go. Odpłacę mu się za te wszystkie docinki, jakimi zdążył mnie obdarzyć.
- Najwidoczniej nie jesteś tak uzdolniony, jak myślisz.
Niespodziewanie w głowę uderzyła mnie mandarynka. Skrzywiłem cię i złapałem ją, zanim zdążyła upaść na podłogę. Tym razem Magra się uśmiechnął.
- Znowu chcesz się bić? - parsknąłem z rozbawieniem. - Nie szkoda ci kolejnej koszuli?
- Bez sztyletów. I noży. Sama magia.
Nie robiło mi to w wielkiej różnicy.
- Do pierwszego upadku? - zapytałem, przekrzywiając głowę delikatnie.
- Zgoda.
Poczułem gwałtowny podmuch powietrza. Zamknąłem oczy i przeteleportowałem się za Bosmera. Zdążył wytworzyć tarczę.
- To twoja taktyka? Ukrywanie się? - zadrwiłem. Podziałało.
Bariera opadła. W tym samym czasie płomienie buchnęły w moją twarz. Udało mi się odskoczyć, zanim ogień dotknął mojej twarzy.
Odruchowo stworzyłem iluzję. Elf rozejrzał się z dezorientacją, ponieważ zakryłem jego wzrok. Cofnąłem się, lecz nie zauważyłem stojącej za mną komody i wpadłem na nią, przy okazji strącając wazon.
Na dźwięk tłuczonego szkła Magra gwałtownie obrócił głowę w moją stronę. Przypadkowo opuściłem iluzję.
Wymamrotałem pod nosem ciche przekleństwo.
Zostałem oblany zimną wodą. Przetarłem oczy pospiesznie i wskoczyłem na blat stołu.
Magra spojrzał na mnie z rozbawieniem.
Zanim zdążyłem stworzyć kolejną iluzję, coś mnie popchnęło. Wiedziałem, że upadnę, więc chwyciłem Bosmera za płaszcz i pociągnąłem go za sobą. Obaj grzmotnęliśmy o podłogę w tym samym czasie.
- Ty cwaniaku - prychnął gniewnie. Posłałem mu niewinny uśmiech i podniosłem się.
Uciekłem na piętro, zanim zdążył walnąć mnie kolejną mandarynką.
W moim pokoju grzecznie siedziała Ayama. Usiadłem na łóżku.
Mój wzrok spoczął na notesie. Zmarszczyłem brwi, gdy ujrzałem drugi. Otworzyłem go bez wahania.
Zobaczyłem akurat stronę, na której opisała przenoszenie iluzji do rzeczywistości. Zrobiła nawet rysunek. Mimowolnie się uśmiechnąłem.
Zobaczyłem, że jedna ze stron może się rozkładać. Rozłożyłem ją i uniosłem brwi. Drzewo genealogiczne?
Przejrzałem je od samego dołu do samej góry. Niespodziewanie ujrzałem siebie.
Chyba serce przestało mi na chwilę bić.
Abi była moją krewną? Ciężko mi było w to uwierzyć.
Poznałem ją zaledwie kilka dni temu, cóż za zrządzenie losu.
Mimo chwilowego szoku, cieszyłem się. Polubiłem ją i wizja posiadania ją w swojej rodzinie była całkiem niezła.
Tym bardziej, że nie znam innych swoich krewnych.
Zapukałem do jej drzwi z notesem w dłoni. Już po chwili mi otworzyła. Powitałem ją szczerym uśmiechem i oddałem notes.
- Drugi muszę jeszcze poczytać.
Odwzajemniła uśmiech i poszła schować notes do torby. Zauważyłem, że większość jej rzeczy już zniknęła. Cholera, zapomniałem, że sam też muszę się spakować.
Na biurku dostrzegłem jednak jakiś przedmiot. Naszyjnik, całkiem ładny.
Odruchowo go dotknąłem.
Niespodziewanie tkwiący w nim klejnot zmienił kolor na wyjątkowo intensywny szafirowy odcień. Cofnąłem dłoń. Abi pojawiła się przy mnie.
- To był wypadek - powiedziałem szybko.


Abi?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon wykonała prudence. z Panda Graphics.