środa, 3 stycznia 2018

Od Talyush'a do Frey

   Spojrzałem na Frey i ledwo powstrzymałem uśmiech. Byłem wstawiony, jednak nie na tyle aby nie być dumny z jej riposty. Dobrana idealnie.
Daveth jednak spojrzał na nią z pijaną furią i warknął bełkotliwie, uprzednio upijając łyk swojego szczynowego trunku.
- Tty! Żewym ja zię zaraz nje jebnął! Prosdo w dupeżkę! O! Tak jej powieziałem! - Wybełkotał, rechocząc. Tylko dwóch typów spośród nas o wątpliwej zawartości czaszki parsknęło śmiechem razem z nim. Ja jednak uniosłem brew. Wszyscy najemnicy wiedzieli co mam pod maską, więc nie nosiłem jej przy nich.
   Frey zamrugała parę razy oczkami, po czym pokręciła głową i upiła łyk grzańca, który pachniał zachęcająco. Odchyliłem się, odszukałem spojrzeniem kelnerkę i uniosłem dłoń w górę. Po chwili urocza dziewczyna o blond włosach i dziecięcej twarzy podeszła do mnie. Gdy spojrzałem na nią, zdusiła okrzyk.
Westchnąłem cicho, jednak uśmiech nie zniknął z mojej twarzy. Nigdy mnie nie widziała, pewnie od teraz będę pojawiał się w jej koszmarach.
   - Co mogę podać? - Zapytała pośpiesznie, starając się załagodzić sytuację. Wyjąłem z mieszka na oko dwa tuziny koron, po czym położyłem na jej drobnej dłoni.
- Poproszę imbirowego grzańca z dodatkiem cynamonu i wilczej jagody, podobno jesteście jedynymi, którzy to podają. - Powiedziałem z uśmiechem, a dziewczyna skinęła głową. Już miała odejść, gdy delikatnie złapałem ją za dłoń. Podskoczyła jak oparzona, jednak spojrzała na mnie pytająco. - Jeśli to możliwe, poproszę w butelce, albo chociaż nalepkę z niej. - Rzuciłem, a kelnerka spojrzała na mnie zaskoczona. Najemnicy zaśmiali się pod nosem. Nikt nie rozumiał mojej pasji.
   Dziewczyna dygnęła lekko i ruszyła w stronę baru, a jej jasne loki delikatnie kołysały się przy każdym kroku, niewątpliwie dbała o nie każdego dnia.
Na jej nieszczęście, minęła Jasnego Daveth'a, który po zbyt mocnym trunku trzepnął ją porządnie w siedzenie. Kelnerka odskoczyła z piskiem i położyła dłonie na tyłku, niewątpliwie ją bolał. Spojrzałem na Daveth'a, jednak nie powiedziałem nic i dopiłem swój alkohol, który jeszcze miałem.     Frey również milczała, zapewne nie uważała iż powinno ja to obchodzić.

***

   Przez parę godzin siedzieliśmy w karczmie, aż za oknem ściemniło się. Liczba gości powoli malała, jednak ja, najemnicy oraz Frey dalej tu siedzieliśmy, nie mając nic do roboty.
- Kiedy wracasz do Białego Szczytu, Berserku? - Zapytała mnie moja towarzyszka w pewnym momencie. Spojrzałem na nią spode łba. Przez cały ten czas Daveth rzucał w jej stronę sprośne teksty i propozycje szybkiego "jebanka". Cud, że jeszcze go nie zaszlachtowała.
   - Po pierwsze, nie mów do mnie Berserku, ponieważ siem zdenerwujem. Po drugie, wracam dopiero jutro, chyba, że znajdę jakąś robotę. Po trzecie, jeśli chcesz się ze mną zabrać, to wara znowu na mnie się we śnie rzucić, bo źle się to skończy. - Rzuciłem jej wesoło, popijając kolejny z kolei imbirowy trunek.
   To był nektar boski, smakował lepiej niż jakiekolwiek piwo jakie do tej pory piłem, żadne wino nie miało tak bogatego smaku, żaden grzaniec nie dorównywał temu aromatowi. Niestety, Karczmarz nie zgodził się sprzedać mi skrzynki tego piwa, pod pozorem sprzedania go gdzie indziej, na co moje serce pękło. To nie zwykły grzaniec, ale poezja dla języka!
   Niestety, gdy zamówiłem go po raz piąty, do stolika znowu podeszła do urodziwa blondynka. I znowu, gdy odchodziła, Daveth trzepnął ją porządnie w tyłek. Tym razem nie wytrzymałem, i mimo dawki promili wstałem szybko i położyłem dłoń na stole.
    - Jasny Davecie, zrób to jeszcze raz, a będziesz o głowę niższy. - Rzuciłem cierpko, szybko i patrząc prosto w jego świecące się oczka. Nie zrozumiał za pierwszym razem, bo patrzył na mnie jak półgłówek na puzzle. Po chwili dopiero zakumał i wstał, sięgając po topór, stojący obok jego siedziska.
    - Na mnie się rzucasz? - Syknął, tym razem nie bełkotliwie. Patrzeliśmy na siebie, zanim karczmarz dotarł do nas i zaczął coś krzyczeć o zakazie bójki w karczmie. Wstałem wtedy i zabrałem swoje rzeczy, a kelnerce zostawiłem dodatkowy napiwek, szepcząc, że to za tego drania. Gdy mijałem ją, Daveth zrobił krok w jej stronę, i pewnie na złość spróbował jeszcze raz ją trzepnąć, jednak ja byłem szybszy i potężnym prostym posłałem go na ławę, łamiąc mu nos.
Frey patrzyła na to w milczeniu, a po około godzinie opuściła karczmę i poszła w inne miejsce noclegu. Całą noc spędziłem na treningu i walczeniu z trunkami, no i lataniem do latryny.
   A rano Frey odnalazła mnie i ruszyliśmy w ślad za Davethem, który wracał do Białego Szczytu. Gdy zbliżyliśmy się do Daveth'a i jego świty, czyli dwóch półgłówków, którzy uprzednio z nim rechotali z nieśmiesznego tekstu, Frey sięgnęła po sztylet. Spojrzałem na nią i tylko rzuciłem:
- Ja biorę konia tego po prawej, wygląda na porządnego rumaka. Ekwipunek i sakiewki są Twoje. - Po chwili ruszyła, a ja tylko obserwowałem sztukę jej walki.

(Frey? Sorki, że takie nijakie, ale no lekcja no xd)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon wykonała prudence. z Panda Graphics.