Niespodziewanie na ulicę wypadło czterech mężczyzn. Ktoś z hukiem zamknął za nimi drzwi karczmy. Zmierzyłem całą gromadkę spojrzeniem. Niewiele czasu zajęło mi zorientowanie się, że wszyscy są pijani. Zastanawiałem się przez chwilę, czy nie ominąć tego miejsca w jakiś sposób, ale gdybym to zrobił, nie byłbym sobą. Pewnym krokiem zbliżałem się w ich kierunku. Jeden z nich uraczył mnie spojrzeniem, potem zerknął na Ayamę. Po szturchnięciu jednego z towarzyszy w ramię odsunął się prawie do samej ściany karczmy. Dwóch poszło w jego ślady, patrząc na waderę z niechęcią. Czwarty natomiast został na swoim miejscu. Miałem wrażenie, że nawet nas nie zauważył. Najwidoczniej alkohol zbyt mocno przyćmił mu umysł.
Przeszedłem obok niego pospiesznie, całkowicie go ignorując. Po ominięciu go odetchnąłem z ulgą.
- Może Sollasis nie jest aż takie złe? - mruknąłem pod nosem, po czym spojrzałem na Ayamę. - Jak uważasz?
Ona jedynie prychnęła w odpowiedzi. Poprawiłem spoczywający na mojej głowie kaptur i obejrzałem się za siebie. Nikt za nami nie szedł, co bardzo mnie uspokoiło. Dawno nie byłem w Sollasis, prawdopodobnie to było powodem mojego przewrażliwienia. Mijając pewien duży i dość ładny budynek, na chwilę zatrzymałem się w cieniu. Było to najprawdopodobniej mieszkanie jakiegoś polityka, nie widziałem tu wielu tak pięknych budowli. Moją uwagę przykuły jednak dwie postacie, które wyszły z niego tylnymi drzwiami. Obie były zakapturzone. W pośpiechu opuściły posesję i wybiegły na ulicę, trzymając się jak najdalej od oświetlających wszystko latarni. Jedna z nich przebiegła zaledwie trzy metry ode mnie. Musiało jej się niezwykle spieszyć, skoro nie zauważyła wyróżniającego się na tle mroku futra Ayamy. Zdążyłem zauważyć, że ściskała w dłoni coś przypominającego zwój papieru. Ta sytuacja wydawała mi się coraz bardziej dziwna. Dla własnego dobra postanowiłem ją zignorować i iść dalej, lecz mój wzrok spoczął na ziemi. W miejscu, gdzie przebiegała tajemnicza dwójka, dostrzegłem plamy. Schyliłem się nad nimi i dotknąłem jednej z nich dłonią, przeczuwając najgorsze. Przystawiłem palec do nosa i powąchałem ciecz. Uderzyła mnie charakterystyczna woń krwi. Wytarłem rękę o płaszcz i ponownie spojrzałem na budynek. W niektórych oknach paliły się świece, lecz nigdzie na zewnątrz nie dostrzegałem ochrony.
- Ayamo, chyba powinniśmy to sprawdzić - niepewnie spojrzałem na wilczycę i nie czekając na jej reakcję podążyłem w stronę domu. Przeskoczyłem ogrodzenie. Usłyszałem za sobą zdławiony pisk.
- Zaraz wracam, poczekaj tu - uśmiechnąłem się pocieszająco do opierającej się przednimi łapami o płot Ayamy. - W razie zagrożenia masz dwukrotnie zawyć, rozumiesz?
Ostrożnym krokiem podążyłem w stronę tylnych drzwi, nerwowo się rozglądając. Brak straży wprawiał mnie w zdziwienie. Bez problemu dotarłem do drzwi, które okazały się być zniszczone. W głębi korytarza dostrzegłem leżącego strażnika. Poczułem lekki skurcz w żołądku. Miałem ostatnią szansę, aby wycofać się i zapomnieć o tej całej sytuacji. W końcu po raz kolejny postanowiłem zignorować zdrowy rozsądek i wszedłem do środka. Ślady krwi były tak naprawdę wszędzie, pokierowałem się jednak tymi, które prowadziły w kierunku ciała strażnika. Tym sposobem dotarłem do kilku pomieszczeń, w których natknąłem się na kolejne trupy.
Największy wstrząs przeżyłem w ostatnim pokoju. Widok polityka z poderżniętym gardłem spowodował, że zrobiło mi się jeszcze bardziej duszno niż było dotychczas. Szybko się wycofałem i pochodziłem jeszcze po piętrach. Gdy zobaczyłem już dziesiątego martwego, przestałem liczyć.
W jednym z pomieszczeń dostrzegłem stertę dokumentów. Walały się na biurku i podłodze, dosłownie wszędzie. Zbliżyłem się, aby dokładniej się im przyjrzeć. Moją uwagę przyciągnęły niewielkie plamy krwi na niektórych papierach.
Zacząłem je przeglądać, sam nie wiem w jakim celu. Większość z nich była po prostu zwykłymi rachunkami. Nie czytałem zawartości notatek. Nie liczyłem na to, że znajdę coś ciekawego, lecz mocno skupiłem się na wykonywanej czynności. Przez moją nieostrożność umknął mi coraz głośniejszy dźwięk kroków. Może go słyszałem, lecz nadal tkwiłem w szoku po zobaczeniu tylu zwłok jednego dnia? Nie mam pojęcia, lecz do rzeczywistości przywrócił mnie kobiecy głos i dotyk ostrza między łopatkami. Ze świstem nabrałem powietrze.
W jednym z pomieszczeń dostrzegłem stertę dokumentów. Walały się na biurku i podłodze, dosłownie wszędzie. Zbliżyłem się, aby dokładniej się im przyjrzeć. Moją uwagę przyciągnęły niewielkie plamy krwi na niektórych papierach.
Zacząłem je przeglądać, sam nie wiem w jakim celu. Większość z nich była po prostu zwykłymi rachunkami. Nie czytałem zawartości notatek. Nie liczyłem na to, że znajdę coś ciekawego, lecz mocno skupiłem się na wykonywanej czynności. Przez moją nieostrożność umknął mi coraz głośniejszy dźwięk kroków. Może go słyszałem, lecz nadal tkwiłem w szoku po zobaczeniu tylu zwłok jednego dnia? Nie mam pojęcia, lecz do rzeczywistości przywrócił mnie kobiecy głos i dotyk ostrza między łopatkami. Ze świstem nabrałem powietrze.
- Dziękuję, ale nie trzeba - powiedziałem naturalnym tonem. - Poza tym sam nie wiem czego szukać, pewnie już to zabrano.
- Co zabrano? - w tym pytaniu już nie było tak ostrego tonu jak przed chwilą. Teraz wychwyciłem nutę zaciekawienia i podejrzliwości.
- No właśnie nie wiem - burknąłem. - Możesz schować broń? Nie mam ochoty rozmawiać, gdy grozi mi nadzianie się na nóż.
Ostrze przestało mnie uwierać, a ja powoli się odwróciłem. Ujrzałem przed sobą dziewczynę o niebieskich włosach. W pokrytych tatuażami dłoniach nadal ściskała noże skierowane w moją stronę. Zdziwiło mnie, że była mojego wzrostu.
- Schowaj swoje zabawki, nie przyszedłem się bić - westchnąłem cicho, lecz dziewczyna mnie nie posłuchała. Patrzyła się na mnie z uporem.
- W takim razie co tu robisz?
- Ciężko powiedzieć, chyba przyszedłem z ciekawości - uśmiechnąłem się niewinnie. - Jesteś tu ochroniarzem? Jeśli tak to miej świadomość, że jakaś dziwna dwójka jest odpowiedzialna za ten cały burdel. Widziałem, jak stąd uciekali. Jeden z nich miał w dłoni jakieś dokumenty.
Niebieskowłosa z wahaniem opuściła dłonie, a ja obdarzyłem ją kolejnym uśmiechem.
- Nic nie zabrałem ani nikogo nie zabiłem. Mam czyste sumienie. Jak mi nie wierzysz, możesz mnie przeszukać - rozłożyłem ręce, mierząc ją spojrzeniem. Nadal była niezdecydowana, najwidoczniej nie wiedziała, co myśleć o tej sytuacji.
- Dodam jeszcze - odezwałem się po chwili - że nazywam się Lee Taemin. Przysięgam, że znalazłem się tu przypadkowo.
Mam nadzieję, że mi uwierzy. Przecież aż tak bardzo na kilera nie wyglądam. Z cierpliwością czekałem na jej reakcję. Materiał kaptura trochę przysłaniał mi pole widzenia, lecz ciągle tkwiłem w bezruchu.
Tarly?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz