niedziela, 14 stycznia 2018

Od Sekhmet

Jeździec przyjechał z południa. Gniady wałach zwiadowcy stukał kopytami o brukowaną ulicę miasteczka. Nieliczni zaciekawieni podnosili wzrok na przybysza. Opaska z widniejącym  na niej złotym odciskiem palca u jednych podjudzała ciekawość, a u drugich wywoływała poczucie, że jeśli zbyt długo będą przyglądać się zakapturzonej postaci zostaną uznani za potencjalnych złodziei przez co w pośpiechu zajmowali się czymś innym udając, że nigdy nie widzieli owego jeźdźca. Kobieta dosiadająca gniadosza była już do takich reakcji przyzwyczajona. Starała się więc nie nawiązywać kontaktu wzrokowego z przechodniami, nie chcąc  wzbudzać w nich zbędnego i bezpodstawnego poczucia winy. Z kolei jadąc z wysoko uniesionym czołem sprawiała wrażenie przepełnionej pychą. I tak źle, i tak nie dobrze. Westchnęła cicho pod nosem. Wreszcie dostrzegła to, czego od dawna szukała. Szyld karczmy kołysał się delikatnie, niemiłosiernie przy tym skrzypiąc bardzo zaniedbanymi zawiasami. Kobieta skręciła wałacha w kierunku stajenki przystającej do oberży. Obecna tam, samotna kobyłka zarżała wesoło na widok nowego przedstawiciela tego samego gatunku. Wałaszek, który niestety czasami zapominał, że między nogami, już nic nie ma, na owo przywitanie odpowiedział bardzo zapalczywie i zagrzebał przednimi kopytami po bruku.
- Spokojnie, ogierze – dosiadająca gniadego dziewczyna przypomniała koniowi o swojej obecności podszarpując go delikatnie za wędzidło.
Na "półparadę"  niedoszły ogier odpowiedział poirytowanym parsknięciem, lecz uspokoił się. Kobieta zsiadła i powstrzymała się od jęknięcia. Za długo siedziała w siodle, a obolała rzyć i uda jej o tym skutecznie przypomniały. Przywiązała konia do stanowiska, po czym go rozkulbaczyła, a siodło położyła na słomie z powodu braku jakiegokolwiek stojaka. Przywołała swojego ptaka, którego nakarmiła paroma przekąskami i umiejscowiła przy jukach.
- Przypilnuj również i konia tym razem moja droga – zawrócił się do orlicy. – Nie mam najmniejszego zamiaru dygać do następnego miasta na piechotę.
 Rozchodziwszy w ten sposób obolałe mięśnie wkroczyła do karczmy. Tłumów nie było, ale skromna muzyczka miejscowego grajka, gwar przyjacielskich rozmów, ciepło domowego ogniska i zapach chmielowego, złocistego trunku nadawał miejscu przyjemną atmosferę. Jednakowoż pojawienie się obcej w oberży spowodowało, że zarówno pogaduszki, jak i wiejska melodia ucichły jak za sprawą niewidzialnej batuty niewidzialnego dyrygenta. Kobieta zdjęła kaptur, lecz nie zatrzymała się, żeby rozejrzeć się po pomieszczeniu. Natychmiast podeszła do lady, gdzie czekał na nią właściciel przybytku.
- Macie panie jakie wolne pokoje na stanie? – zrymowała przypadkowo kobieta pomijając dworskie ozdobniki i oparła się oburącz o oddzielający ją od mężczyzny blat.
- Ano mom – odparł po chwili właściciel. – Ale nie wolne.
- No to macie, czy nie? – zapytała cierpliwie kobieta.
- No niby mom, ale jakoby już tam kto śpi – mężczyzna odparł niepewnie speszony rozmową. – Pani pewnie z Poczty?
- Tak, ale nie o tym teraz – zmęczenie dało się kobiecie we znaki i dodało szczyptę poirytowania do jej głosu. - Jeśli już ktoś pokój zajął, to wolny on nie jest. A jeśli nie ma pan wolnych pokoi to i mnie tu długo nie będzie.
- No, ale, ale, panienko, po co te nerwy? – karczmarz zaczął kobietę uspokajać. – Z nikim panienka w pokoju jeszcze nie spała? Przecie to nic złego, łóżka dwa są w końcu.
- To żart? – przyjezdna nie mogła uwierzyć w to co właśnie słyszała.
- A no ni, czemu nibym miał żartować?
Ciemnowłosa powstrzymała się od komentarza. Jedynie obróciła na pięcie i ruszyła w kierunku drzwi.
- Żegnam.

- Chwila, chwila, no – mężczyzna nie dawał za wygraną. – Panienka dokąd? Przecie innej oberży w okolicy nie ma. Dopiero w Domremie, ale to dzień drogi stąd.
Kobieta zatrzymała się z ręką na klamce. Wizja spania z obcym w jednym pokoju niezbyt jej się uśmiechała, lecz dwadzieścia kolejnych godzin w siodle jeszcze mniej. Westchnęła tylko powróciwszy do karczmarza.
- Ile za noc?
- Dwa złote smoki.
Niewiasta bez słowa rzuciła dwie monety na ladę i powędrowała zrezygnowana na górę.
- Pokój ino jeden, więc na pewno traficie - zawołał jeszcze za kobietą uradowany zarobkiem karczmarz.
Wdrapawszy się po drabinie na stryszek, który mężczyzna nazwał pokojem kobieta dostrzegła współlokatora, lub współlokatorkę (płeć skrytej w ciemności postaci trudno było określić) opartego, lub opartą, na łokciu z trzymanym w ręku i błyszczącym groźnie w ciemności ostrzem. Ciemnowłosa podniosła ręce w geście pokoju.
- Spokojnie, nie mam złych zamiarów - odezwała się czym prędzej. - Wiem, że to zabrzmi dość dziwacznie, ale będę pana... albo pani współlokatorką, gdyż gospodarz tego przybytku nie posiada innych pokoi na stanie, a jestem już niezwykle zmęczona podróżą...

Ktoś?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon wykonała prudence. z Panda Graphics.