- Witam pana - podeszłam do dziadka z którym miałam się spotkać, widziałam go już dużo razy
- A witam, witam - odpowiedział z uśmiechem widząc mnie
- Mam to dla pana, jest to ostatni raz kiedy to panu daję, bo możliwe, że się więcej nie spotkamy, ale niech pan pamięta o dawkowaniu - podałam mu buteleczkę - nie musi pan nawet płacić
- Nie no zapłacę ci dobroduszna dzieweczko - podał mi mieszek z 15 koronami.
- Naprawdę nie trzeba, panu bardziej się przydadzą - wepchał mi ten mieszek do rąk i poszedł. Przy drzwiach ściągnął czapkę i gestem ręki się pożegnał.
No mów im, że za darmo, a dadzą ci pieniądze, mów, że trzeba płacić będą chcieli zniżek. I żyj w takim świecie.
Zauważyłam, że Tally siedzi w kącie przy barze i pił coś, podeszłam do niego.
- Mogę się dosiąść? - usiadłam zanim jeszcze odpowiedział- Dlaczego usiadłeś tu zamiast w pokoju? - spytałam lekko zdenerwowana
- Bo jakaś kelnerka przyniosła obrzydliwy sok pomarańczowy - wskazał ręką schody po których w chodzi się do pokoi.
- Spokojnie, zamówiłam pierwszy lepszy, abyś przynajmniej już nic nie pił, ale widzę, że to nie zadziałało - wskazałam na butelkę z której właśnie pił.
- No dobra nie wracajmy już do tego - uśmiechnął się
Siedzieliśmy przez chwilę w ciszy.
- Mogę się dosiąść? - usiadłam zanim jeszcze odpowiedział- Dlaczego usiadłeś tu zamiast w pokoju? - spytałam lekko zdenerwowana
- Bo jakaś kelnerka przyniosła obrzydliwy sok pomarańczowy - wskazał ręką schody po których w chodzi się do pokoi.
- Spokojnie, zamówiłam pierwszy lepszy, abyś przynajmniej już nic nie pił, ale widzę, że to nie zadziałało - wskazałam na butelkę z której właśnie pił.
- No dobra nie wracajmy już do tego - uśmiechnął się
Siedzieliśmy przez chwilę w ciszy.
- Skoro już tu tak siedzisz, to przynajmniej się czegoś napij - zaczął powoli
- Ale ja nie piję alkoholu - powiedziałam to jakby było to najbardziej oczywistą rzeczą na ziemi, ale on mnie nie słuchał i przywołał ręką barmana, powiedział mu coś na ucho, a ten poszedł na
zaplecze - to powinno ci się spodobać
- Ale ja nie piję alkoholu - powiedziałam to jakby było to najbardziej oczywistą rzeczą na ziemi, ale on mnie nie słuchał i przywołał ręką barmana, powiedział mu coś na ucho, a ten poszedł na
zaplecze - to powinno ci się spodobać
- Ale co? Przecież już ci mówiłam, że nie piję - przewróciłam oczami
- Chociaż spróbuj - uśmiechnął się i wskazał na napój który właśnie podał kelner.
- Krwawa Mary? Z krwią zamiast pomidorów i innymi cudami? - nawet mnie to rozbawiło
- Myślę, że powinno ci smakować - nalegał
- No niech ci będzie - napiłam się mały łyczek, po czym lekko oblizałam usta - Mmm, dobre
- Widzisz? I co było warto spróbować? - rozsiadł się tak wygodnie jak tylko się dało na tym krześle i sam znowu się napił.
- Owszem było warto, powinnam częściej cię słuchać - wzięłam kolejny łyk - możemy wyjechać jutro z rana, już załatwiłam swoje sprawy - uśmiechnęłam się lekko i znowu napiłam się łyczka, to jest naprawdę dobre muszę sobie kiedyś takie sama zrobić.
- A tak w ogóle to jak ci Łowcy cię znaleźli - pochylił się koło mnie
Rozejrzałam się czy ktoś nas nie obserwuje, ale wszyscy byli zajęci sobą- Mieszkałam tam już od sześciu lat, od razu zaczęłam pomagać ludziom ziołami, magią no i w cięższych przypadkach kłami tak samo jak tobie. Wiesz ilu osobom w ten sposób uratowałam życie ? Nawet nie liczyłam. Około miesiąc temu zaczęli przychodzić do mnie ludzie z zadrapaniami, bez ręki i tym podobne. Na całe szczęście mieszkałam tam ja i mogłam im pomóc, pewnie rozeszła się plotka o tym jak to pewna dziewczyna z zjednoczonych diun potrafi leczyć nawet najcięższe rany, oraz te śmiertelne, że cały czas wyglądam tak młodo i tak dalej. W końcu dotarło to do uszu Łowców i zrozumieli kim jestem. Wtedy zjawiłeś się ty i ten drugi, a teraz jesteśmy tu - znowu wzięłam łyka mary tylko tym razem większego.
Wstałam z krzesła i odwróciłam się w stronę drzwi.
- Tally ktoś się zbliża - powiedziałam z niepokojem - i pachnie zmokłym psem - zrobiłam wyraz twarzy jakbym właśnie powąchał coś przeobżydliwego.
Wstałam z krzesła i odwróciłam się w stronę drzwi.
- Tally ktoś się zbliża - powiedziałam z niepokojem - i pachnie zmokłym psem - zrobiłam wyraz twarzy jakbym właśnie powąchał coś przeobżydliwego.
- Ale kto? - zaczął się rozglądać po sali
Wtedy drzwi się otworzyły, weszło nimi dwunastu mężczyzn, ten który szedł jako pierwszy lekko kulał i miał zranioną szyję, patrzył mi się w oczy z prawdziwą furią i nienawiścią, był to Alfa. Upadłam na krzesło, ja już nie żyję, prawie go zabiłam tam w lesie na polowaniu, przyszła po mnie cała wataha. Usiedli przy stoliku w rogu na przeciwko nas.
- Wilkołaki - wypowiedziałam prawie bezgłośnie w stronę towarzysza.
(Talyush? Wybacz mi za coś takiego i za to, że takie krótkie)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz