środa, 24 stycznia 2018

Od Adeline do Abigail

  Raven. Tak, to na pewno nazwisko szlacheckie. Co więcej, jest to bardzo wysoko postawiona rodzina, pamiętam ją jeszcze z podręczników historycznych... Rodzina ta szczyci się wieloma osiągnięciami na tle gospodarczym w społeczności Sollasis, budowali tak naprawdę tę prowincję od podstaw po długowiecznych walkach ze smokami. Jej historia sięga aż 300 lat wstecz. Nie znam okoliczności, jednak na pewno kiedyś to nazwisko spotykałam, może na jakichś ważnych uroczystościach? Któż to wie, to czystej krwi Altmerowie, nie zdziwiłby mnie ten fakt. Coś mi jednak nie pasowało. Czy linia tej rodziny nie została przerwana ponad 200 lat temu przez  śmierć rodziców wraz z córkami...?
  Nie, musiało mi się coś pomylić. Abigail jest tego dowodem.
  Wciąż zastanawiałam się nad umiejętnościami magicznymi dziewczyny. Wyglądały one na lata szkoleń, dekady spędzone na samej nauce teorii i drugie tyle na praktyce. Ta łatwość z jaką dziewczyna zszyła mężczyźnie usta tym zaklęciem, albo jak przeteleportowała nas bez wysiłku, sposób w jaki walczyła z tymi prostakami... Ta stanowczość w oczach... hmmm. Wciąż coś w tym wszystkim mnie nęciło, jednak nad podejrzeniami wygrywało bez dwóch zdań zaintrygowanie. Bo nie da się ukryć, że Abigail, tak bardzo jak budziła strach, potrafiła budzić również zainteresowanie swoją osobą. Byłam jej ciekawa.
  Zeskoczyłyśmy z klaczy i niespiesznie kierowałyśmy się w stronę gospody. Zerknęłam na nią, a ona na mnie.
- Dobrze, że się tam pojawiłaś, Abigail - stwierdziłam. - W dwójkę raźniej, może bym ich pokonała, ale nie poszłoby to równie łatwo jak z tobą - dodałam z uznaniem w głosie.
- Rzeczywiście poszło gładko - uśmiechnęła się promieniście. Przyjrzałam się jej nieufnie.
- Doskonale walczysz - powiedziałam po chwili, gdy weszłyśmy już do środka. Całkiem było tutaj przytulnie. - Nie ukrywam, to było imponujące.
Zaśmiała się krótko i machnęła ręką.
- Lata praktyki, uwierz mi - coś zaświtało mi w głowie, lecz wciąż nie byłam ani w jednym calu pewna o co chodzi. Cóż, wyglądała na dziewczynę w okolicach dwudziestego roku życia, więc zastanawiałam się kiedy miałaby kształcić swą walkę, skoro samo opanowanie takich sztuczek mogło zabrać człowiekowi co najmniej dwie, a może i nawet trzy dekady. Interesujące.
Wpatrywałam się w nią z nieustającą wyższością, co mogłoby ją irytować, tym bardziej że jej rodzina cieszyła się powszechnym szacunkiem, ale była całkiem opanowana...
- Dwa pokoje poproszę - powiedziała do recepcjonisty, a ten przekazał jej klucze. - Ty też walczysz całkiem nieźle. Jednak nie używałaś magii, prawda?
- Nie, niestety moja moc magiczna dopiero się kształci. Mam bardzo niewielkie pole do popisu - rzekłam z udawaną skromnością, pokonując ostatni stopień schodów. - Ale się uczę.
- Tak? Sama? - zapytała całkiem zaciekawiona.
- Sama, nigdy nie miałam nauczyciela od magii.
Uniosła brew, a na jej twarzy pojawił się uśmiech.
- Tak czy siak, idę do pokoju, muszę się wykąpać. Wpadniesz do mojego pokoju jeszcze później Abi?- zauważyłam, że użyłam zdrobnienia jej imienia, ale już po fakcie. Chętnie bym z nią jeszcze podyskutowała, może się też czegoś napiła... zerknęłam wtedy w stronę otwartego schowka na alkohol, w którym leżało drogie wino dojrzewające od 25 lat.
(Abigail?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon wykonała prudence. z Panda Graphics.