Rozejrzałam się uważnie, błądząc wzrokiem po mijanych sklepikach. Niemal wszystkie witryny były podniszczone przez czas, niekiedy bardziej odstraszając potencjalnych klientów, niż ich zapraszając. Zmrużyłam lekko oczy, próbując dostrzec zielony - jak został mi opisany - szyld warsztatu krawieckiego. Po jakimś czasie rzeczywiście dostrzegłam niewielki zakład, za którym skręciłam w prawo. Nie zdążyłam się nawet rozejrzeć po uliczce, gdy poczułam jak wpadam na kogoś.
- Uważaj jak leziesz! - wrzasnął na mnie barczysty mężczyzna odziany w futro. Lekko podniosłam na niego wzrok, jednak natychmiast go spuściłam, dostrzegając wściekłość w oczach Berserka. Wyczułam także od niego zapach mocnego trunku, serwowanego najprawdopodobniej w miejscu, do którego zmierzałam. Wyszeptałam nieco nerwowe przeprosiny i zaczęłam się wycofywać, gdy poczułam ból w klatce piersiowej. Zostałam popchnięta przez obcego w bok, boleśnie uderzając o ścianę najbliższego budynku. Ze świstem wciągnęłam powietrze, zastygając w bezruchu. Podparłam się o zimny mur, z niemałą ulgą odnotowując, że podchmielony wojownik nie podszedł do mnie. Spojrzałam za nim, upewniając się, że ruszył dalej, przy okazji burcząc pod nosem jakże uroczą wiązankę przekleństw.
Naciągnęłam mocniej kaptur na głowę, jeszcze przez chwilę przytrzymując się budynku. Nadal trochę bolała mnie klatka piersiowa, jednak nie to było w tym momencie moim priorytetem. Dopiero gdy upewniłam się, że wszystkie sakwy są na swoich miejscach, pozwoliłam sobie na odetchnięcie i rozejrzenie się po uliczce - nie prezentowała się ona zbyt okazale, ot wąskie przejście pomiędzy budynkami. Inni przechodnie rzucali mi obojętne spojrzenia, by bez słowa minąć mnie i udać się w swoją stronę.
Westchnęłam cicho, puszczając się muru i ruszając w stronę wyjścia z uliczki. Ostrożnie szłam przy ścianie, uważając by na nikogo tym razem nie wpaść. Zmrużyłam oczy, czując kolejny podmuch wiatru i wyszłam spomiędzy budynków.
Od razu dostrzegłam cel mojej podróży - dużą karczmę, z której słychać było muzykę i głośne rozmowy. Nieco wahając się weszłam do środka, mocno pchając drewniane drzwi, które wydały ciche skrzypnięcie. Szybko odszukałam kąt sali, w którym powinien czekać handlarz. Nie zdejmując kaptura ruszyłam w tamtą stronę, ostrożnie omijając pijane osoby, ogarnięte rozmową z użyciem pięści oraz bluzgów. Szybko zajęłam miejsce z drugiej strony stołu, przyglądając się mężczyźnie naprzeciwko. Teoretycznie opis się zgadzał, jednak miałam wątpliwości co do tego, czy był on poszukiwanym przeze mnie handlarzem.
Rzuciłam przelotne spojrzenie kelnerce, która właśnie zamierzała wrócić do pracy. Nie byłam zbytnio spragniona, jednak spontanicznie poprosiłam ją o przyniesienie szklanki wody, co ta dosyć niechętnie uczyniła. Zaczekałam aż dziewczyna odejdzie, po czym zerknęłam na nieznajomego.
- Więc... Nie jesteś handlarzem maku, racja? - rzuciłam w jego stronę, biorąc łyk wody. W jednej z sakiew miałam resztki opium, jednak wiedziałam, że nie starczą one na długo, a samo zdobycie informacji o handlarzu tej substancji zajęło mi zdecydowanie zbyt dużo czasu.
Odstawiłam napój na blat, czekając na odpowiedź obcego.
| Siergiej? |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz