sobota, 30 grudnia 2017

Od Freysdal do Talyush'a

Wyjmuję Zmrok z przypasanej pochwy i zaciskam na nim palce, rozglądając się czujnie, jednak zostaję w miejscu. Jestem najemnym łowcą głów, nie wojownikiem. Niech oni sobie walczą, ja się rozejrzę. Nieśpiesznie chodzę od stołu do stołu, ignorując odgłosy walki i przerażonych, skomlących ze strachu niczym psy ludzi, kryjących się pod ławami. Powoli, acz starannie przeglądam dobytek najemników, nie pozostawiając po sobie ani śladu. Z lekkim uśmiechem zabieram kilka mieszków i niewielkich broni, ukrywając je pod płaszczem i w cholewach butów. Wyglądam przez niewielkie okno, plac przed karczmą spływa krwią zaścielających ziemię rannych i trupów, ale mój najemnik dalej się trzyma. Uśmiecham się nieznacznie, opierając się o blat i dopijając piwo. Twardy chłop. Mimowolnie drgam lekko, zerkając na rannego mężczyznę, który właśnie wbiegł do pomieszczenia. Nie było go tu wcześniej, jest więc jednym z atakujących. Chwytam pałasz zamaskowanego najemnika i staję w kącie, wyczekując odpowiedniego momentu. Za rannym do chaty wpada Talyush, skupiony na przeciwniku nie dostrzega mnie. Lekko unoszę brew, wpatrując się w płonące polano i powoli podchodzę do mężczyzny od tyłu, odruchowo oblizując wargi. Uwielbiam ten moment, w którym z ofiary ulatuje życie, gdy ostatni raz szarpie się pośmiertnie i wiotczeje.
 - I co teraz kurwa? Nie przegrałem, błotojady — powoli cedzi moja ofiara, której widzę jedynie plecy. Raz... Dwa... - Albo pozwolicie mi odejść, albo... - Trzy! Ostatnie kilka kroków pokonuję długim susem i dopadam do mężczyzny, wbijając pałasz w jego plecy po samą rękojeść, po czym odskakuję, wyrywając pochodnię z zaciśniętej dłoni. Wrzucam ją do paleniska i przez krótką chwilę z chorobliwą wręcz fascynacją rozkoszuję się widokiem bezwładnego trupa, wokół którego niczym róża wykwita posoka szkarłatnej barwy. Szybko jednak otrząsam się i bez słowa wyrywam broń z nieruchomego ciała, podając ją mężczyźnie.
Uważnie lustruję wzrokiem twarz najemnika. To przystojna, męska twarz, choć metalowa płytka może odstraszać, ale za dużo już widziałam w życiu, by uznać to za odpychające. Właściwie to z chęcią oderwałabym ten kawałek metalu, by sprawdzić, co kryje się pod nim. Po słowach ciemnowłosego uważnie przyglądam się ciemnemu punktowi. Znamię jak znamię. Moje blizny na brzuchu, ramionach i plecach są większe i wyglądają dużo gorzej, a nie narzekam.
 - Pieprzyk? Serio? - przygryzam wargę, ledwo powstrzymując wybuch śmiechu. Ukrywa twarz przez cholerny pieprzyk? Ja pierdolę, nie wierzę w ludzi. Przecieram twarz dłońmi, wciąż dławiąc w sobie śmiech. Ale, nie mogę zaprzeczyć, facet jest niczego sobie, choć widziałam lepszych.
 - Tak, pieprzyk — mężczyzna odpowiada przez zaciśnięte zęby i krzyżuje ręce na piersi, widocznie zdając sobie sprawę z mojego rozbawienia — Możesz się już zamknąć, zezwalam.
 - Ooch, nie narzekaj, nie znoszę zrzęd — zadzieram głowę i przysłaniam oczy dłonią, patrząc na słońce — Powinniśmy wyruszyć już godzinę temu, przeciągnęła wam się ta jatka.
 - Przypominam, że ty też poniekąd brałaś w niej udział — mężczyzna patrzy na mnie wymownie — Kim ty właściwie jesteś, co? Pierwsza lepsza paniusia nie zabija z taką wprawą. Uprzedzając odpowiedź, jakakolwiek ona nie będzie, nie zabijaj mnie, dopóki mam robotę, bo będę bardzo, ale to bardzo zły — wzruszam ramionami i zauważając, że karawana jest już gotowa, a kupiec się niecierpliwi, dosiadam wcześniej nabytego, postawnego gniadosza z gwiazdką na czole.
- Pierwsza lepsza paniusia nie podróżowałaby sama, nie sądzisz? - zerkam na rodzinę kupiecką, oceniając odległość. Nie usłyszą tego, czego nie powinni, są zbyt daleko — Pewnie widziałeś list gończy raz czy dwa, może trzy. Freysdal de Bast, najemna łowczyni głów zbiegła z Redanii, wcześniej córa głowy pomniejszego, prowincjonalnego rodu szlacheckiego z Czerwonej Warowni, do usług — teatralnie kłaniam się z siodła i nie oglądając się na mężczyznę, spinam wierzchowca, z miejsca ruszając kłusem. Oby tylko ten smark, jakkolwiek mu tam było, znowu się do mnie nie przyczepił, mam serdecznie dosyć jego niezdolnych zalotów i pryszczatej twarzy. Chyba nawet cała fortuna Złotej Armii nie skłoniłaby mnie do udawania, że odwzajemniam jego uczucia. Obrzydliwość.

Talyush?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon wykonała prudence. z Panda Graphics.