Moje tętno zwolniło. Czas dla mnie i Areny płynął inaczej. Prawie tak samo jak podczas gry w karty, ale teraz to nie było tak bardzo zależne od nas. Byłyśmy w niebezpieczeństwie. Napastnicy wpadali przez wszystkie możliwe dziury. VJ kazał nam zostać. Z Areną wymieniłyśmy spojrzenia nie mogłyśmy nic zrobić. Ja byłam ranna, a jeżeli ona by zaczęła coś robić mogli by to uznać za ucieczkę. Jedynie mogłyśmy się bronić. Wzięłam moją torbę i wyciągnęłam z niej sztylet. Następnie zmniejszyłam ją do rozmiaru torebki i przewiesiłam przez ramie. Wzięłam sztylet do zdrowej ręki. W naszą stronę biegła jakaś postać zaraz przed tym jak nas wpadła miała w szyi sztylet. Wyciągnęłam go i szykowałam się do obrony. Spojrzałam w stronę jednej z ścian i przyjrzałam się. Nie ma za nią nikogo żywego. Podbiegłam do niej i siłami jakimi zdobyłam o odpoczynku w tej chatce użyłam magi. Narysowałam prostokąt wielkości człowieka i poruszyłam ustami układając wyraz "Transiebat". Miejsce, które naznaczyłam stało się w połowie przeźroczyste.
- Tędy - krzyknęłam. A wszyscy prawie jak na komendę po skończeniu "sprawy" odwrócili się i poszli za mną. Byliśmy na zewnątrz, a przejście się zamknęło nie zostawiając śladu w ścianie. Nasi przeciwnicy zorientowali się co się właśnie stało i pobiegli za nami. Śnieg już zaczynał topnieć. Uśmiechnęłam się. Nie wiem jak mogłam w takiej sytuacji myśleć o takich rzeczach. Beryll bardzo dobrze walczyła w zwarciu. Przeciwnicy padali jak muchy, ale równie szybko się pojawiali. Rzuciłam ostrze w kogoś kto właśnie chciał zaatakować Avalanche od tyłu. padł martwy, ale straciłam broń. Avalanche mi do niego nie pasuje. O czym ja myślę w takich chwilach. Kobieto ogarnij się myśl, myśl. Stałam tak myśląc, a w moja stronę biegła czarna postać, zresztą taka sama jak inne. Odruchowo uniosłam dłoń i postać skończyła przebita lodem. Było ich coraz mniej, ale w miarę dawaliśmy sobie radę.
- Arena musimy im pomóc - powiedziałam do wampirzycy.
- Siostro, ależ oni nie pozwolili nam się ruszać czyż nie? - powiedziała wydawało się z uśmiechem Arena, przyglądała się walce. Patrzyłam się tak na nią, a kątem oka widziałam walkę i kiedy ktoś do nas biegł kończył na soplu lodu. W końcu przestałam słyszeć odgłosy walki. Został jedynie jeden napastnik z purpurową przepaską na czole. Był zwinniejszy i szybszy od innych. Był to zapewne ich przywódca, a skończył na ostrzu Beryll. Podbiegłam do niego od razu i odruchowo jak zawsze zaczęłam go przeszukiwać. W kieszeni miał list. Zabrałam go i chciałam czytać, ale VJ mi przerwał.
- Przenieśmy się w bezpieczniejsze miejsce - odparł i poszedł w głąb lasu. Zostawiliśmy za sobą prawie cały legion poległych. No dobra było ich mniej, ale i tak było to dość dziwne zjawisko. Czego szukali, albo może kogo. Ciarki mnie przeszły na samą myśl co by się stało gdybym ich spotkała po drodze z tą ręką w dodatku bez opatrunku. Starałam bym się pewnie wspiąć na drzewo, ale... Dobra nie zdarzyło się, więc nie ma co o tym rozmyślać. Liczy się to, że żyjemy. Po pewnym czasie usłyszałam szelest, Arena najwidoczniej też, ponieważ wydawało się, ze skręciła głowę w moją stronę. Zza gęstwiny wyszła Onyx.
- Dlaczego tu jesteście? - zapytała z zdziwieniem.
- Ktoś nas zaatakował odpowiedziałam pośpiesznie i zaczęliśmy iść dalej. Istri i VJ wyjaśnili jej całe zajście. Sięgnęłam do torebki, ale zorientowałam się, że wypiłam już wszystko.
- Cholera - powiedziałam pod nosem. Spróbuję przeżyć z tym, a przynajmniej nikogo nie zabić bez tego, czy jakoś tak. Byliśmy już dość daleko od chaty. Czuję, że słabnę. To przez to, ze użyłam magii, a jestem poważnie ranna.
- Powinniśmy zrobić postój - powiedział Avalanche spoglądając na mnie.
- Musimy iść dalej - skrytykował go ktoś.
- Dobrze zatrzymajmy się tu. Myślę, że jest już w miarę bezpiecznie - powiedział chyba VJ. Nie byłam pewna, czułam się zbyt słabo. Na słowo "bezpiecznie" dosłownie osunęłam się pod drzewem. Kidy siedziałam było trochę lepiej. Inni zrobili podobnie. Wyciągnęłam list z torby i zaczęłam czytać na głos.
- "W tym lesie znaleźliśmy jej ofiarę. Nie mogła odejść daleko, była ranna. Wiem, że dla was będzie to bardzo proste, a teraz jest na pewno osłabiona. Płacę wam z góry, więc odnajdźcie i zabijcie Boody Raven. - zamarłam czytając ostatnie słowo. Szukali mnie. To znaczy nie dokładnie mnie, a Bloody Raven, w dodatku nieumiejętnie, nie było podanych nawet żadnych moich cech szczególnych, bo skąd mogli by je znać, ale jednak. Wynajęto zabójców, aby zabili mnie?! Prawie się uśmiechnęłam pod nosem. Trochę mi to schlebiało. Na kartce nie było ani adresata, ani nadawcy.
- Wiecie kto to Bloody Raven? - zapytałam, aby sama siebie przynajmniej uspokoić i podałam kartkę najbliższej osobie.
(Bluvertogo(Vertogo)? Wybacz mi, że takie krótkie)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz