sobota, 24 marca 2018

Od Bluvertigo CD Abigail

Całe zgromadzenie przysłuchiwało się Abigail z mniejszą lub większą ciekawością. Istri łowiła jej słowa jednym uchem, na odczepnego grając w karty z Areną, od której aż promieniowała duma wynikająca z faktu, iż grała nieczysto i wygrywała. Z tego co widziałem, Istri nawet nie patrzyła na karty, rzucała je byle jak - czy też raczej: byle którą, gdyż kładła je ostrożnie na wlocie kolby jakby były żywymi stworzeniami, nie kawałkami papieru. VJ mógł chwilę odetchnąć, Arena przelała całe swoje zainteresowanie na grę, więc nie musiał jej tak bardzo pilnować. Uśmiechnąłem się pod nosem. Niezła zagrywka. Doskonale wiedział, jak ją spacyfikować i to w dodatku w taki sposób, aby się nie zorientowała i myślała, że to ona jest górą. Przypominała mi dziecko, choć niewątpliwie była starsza od każdego z nas.
Odwróciłem wzrok. Beryll wyglądała przez zakurzone okno, dzierżąc w dłoniach miecz i hełm, jakby zaraz miała ruszyć w wir walki. Wychyliłem się nieco na kamieniu, machinalnie głaszcząc Jaxa, ale nie widziałem Onyx za oknem. Nie miałem pojęcia, dokąd Arcymag poszła. Ani po co. Wzruszyłem jednak ramionami i zerknąłem podejrzliwie na Abigail, która dotąd ciągle coś mówiła, teraz jednak chwiała się tylko na prowizorycznym "krześle" milcząc, wzrok miała jakiś nieobecny. Uniosłem brwi. Również i reszta drużyny zwróciła uwagę na nagłe urwanie wywodu. Nie byłem co prawda tak zafiksowany na punkcie zdrowia obcych mi osób jak Istri, ale i tak zaniepokoiłem się nieco. Zerknąłem niepewnie na VJ, podczas gdy dziewczyna albo błądziła gdzieś myślami, albo... Nie wiedziałem, miała za chwilę zemdleć? Bądź co bądź, nie wyglądała najlepiej, jakby nagle źle się poczuła albo zdała sobie sprawę z czegoś, na przykład, że nie wszystko jej z nią w porządku. VJ jednak tylko westchnął cicho, łapiąc mój wzrok.
- Straciła dużo krwi...
Kiwnąłem głową. To by mogło wyjaśniać jej stan, w końcu każdy, niezależnie od rasy, powinien przez dłuższy czas przeleżeć, takie obrażenia to nie byle co. Zanim zdążyłem odezwać się do VJ'a lub Abigail, wtrąciła się Arena.
- Widzisz, siostro? Jeśli byś im pokazała czarny śnieg, to i tak mówiliby, że jest biały.
Spiorunowałem niewidzialną wampirzycę wzrokiem. No, jej sukienkę, gdy zdałem sobie sprawę z tego, że jeśli będę się patrzeć wzrokiem bazyliszka na jej nos, nie wywrze to takiego efektu. Jej ciałem wstrząsnął cichy chichot. Bezczelnie się ze mnie śmiała. Burknąłem coś pod nosem i przeniosłem wzrok na Istri. Arena chyba błędnie odczytała nasze spojrzenia i krótką wymianę zdań, ewentualnie powiedziała to specjalnie, żeby druga wampirzyca pomyślała, iż jej nie wierzymy. Średnio mnie to obchodziło. Mogła mi nawet powiedzieć, że jest bazyliszkiem i ma armię myszy na zawołanie, nie mnie to weryfikować, jeśli nic to wspólnego ze mną nie ma. Istri jednak najwyraźniej słuchała historii Abigail, bo na słowa Areny tylko przewróciła oczami, odkładając karty. Ona sama chyba uwierzyła wampirzycy, a patrząc po jej minie, usłyszała też coś, czego tamta nie wypowiedziała do końca. Widziałem specyficzny wyraz twarzy Kotki, ale nie potrafiłem go odczytać. Jest zła? Nie, Istri nigdy się nie denerwuje, nawet gdy przez krótki czas uczyła w czymś w rodzaju szkoły i żartowała, że albo ona zabije dzieci, albo one ją. Czyżby więc się przestraszyła czegoś, co pomyślała tamta? Zaraz pokręciłem głową. Istri to najodważniejsza osoba, jaką poznałem w swoim życiu. Nawet bardziej niż Beryll i Onyx, a choć odwaga i głupota leżą blisko siebie, Istri dodatkowo łączyła nieustraszoność z inteligencją i rozsądkiem. Więc to nie to.
Po dłuższym rozmyślaniu dałem sobie spokój. Kto też mógłby ją zrozumieć. To inna kultura, inne zachowanie, inne wszystko. Skupiłem się więc na tym, co się działo przy stole. Istri, zmieniona w białą kotkę, z gracją myła łapkę, zaś dwa wampiry toczyły zaciekłą walkę na karty. W pewnej chwili coś przykuło moją uwagę. Chwila, nie za dużo coś tych kart? Kartoniki śmigały przez róg stołu ze sporą prędkością, wampirzyce grały jak dwa huragany. Mimo wszystko, udało mi się wychwycić kilka dziwnych szczegółów. Po pierwsze, talia nie zmieniła się, wciąż grano taką samą ilością kart. Jednak po dogłębniejszym przyjrzeniu się dostrzegłem, że obie panie coś nad wyraz często wykładają asy. Liczyłem je kilka razy, aby się upewnić i w taki oto sposób Arena miała ich cztery, zaś Abigail sześć. O ile coś się w kartach nie pozmieniało przez moją nieobecność, obie dziewczyny oszukiwały jak cholera. Uniosłem brwi, a kątem oka dojrzałem niemalże niewidoczny uśmiech VJ'a. Był w stanie na razie podnieść tylko kącik ust, bardziej w grymasie, niż uśmiechu, ale po jego zielonych oczach widziałem, że jest rozbawiony. W końcu gra się skończyła i Abigail uniosła ręce w geście zwycięstwa. Ukradkiem zerknąłem jej w karty i mimowolnie się uśmiechnąłem - dziewczyna przez sekundę miała same asy, potem znaczki nagle pozmieniały swoje wartości i wyglądało to jak normalny plik kart. Arena prychnęła i wytrzepała z rękawiczki resztę zachomikowanych kart. Miała ich widocznie więcej niż tamta.
- Dobrze, siostro, to była dobra gra. - Arena leniwie wychyliła się do tyłu na kufrze. Choć nie widziałem jej twarzy, przekonany byłem, iż obie panie doskonale wiedziały o oszustwach drugiej - tyle że Arena chyba wolała korzystać z magii w ostateczności, ewentualnie może bała się, że zostanie to uznane za próbę ucieczki i jej się dostanie. Tak czy siak, westchnąłem i spojrzałem na drzwi, zniecierpliwiony. Onyx coś długo nie było. O dziwo, żadne z moich przyjaciół - ani żaden wampir - nie wydawało się być zdziwione tym faktem. Tylko Beryll cały czas nieruchomo stała, wyglądając przez okno.
Przeciągnąłem się i wstałem, a Jax natychmiast władował mi się całym ciężarem prosto w kolana, o mało mnie nie wywracając.
- Hej - zaśmiałem się cicho. - Jak jesteś głodny, idź do VJ'a, on zawsze ma coś do zje... - urwałem nagle wpół słowa, a uśmiech zastygł mi na twarzy, gdy zobaczyłem, że wilk jest szczerze przerażony. Jego uszy leżały płasko przytulone do czaszki, ogon znajdował się między długimi łapami, a on sam to piszczał, to szczerzył kły, kręcąc się w kółko. Nie zastanawiałem się długo, cichym syknięciem zwróciłem na siebie uwagę obecnych. Zatoczyłem koło jednym palcem i okryłem dłoń drugą - byliśmy w pułapce. Jakimś sposobem ktoś odkrył, że tu jesteśmy. Szybko opadłem na kolana, w pozycji bojowej zwracając się w stronę okna, tyłem do drzwi. Były one na tyle pancerne, że w połączeniu ze ścianami chronionymi magią powinny nas ochronić. Problem za to stanowiły zabite byle jak deskami okna, jedno przed stojącą w gotowości Beryll, drugie niedaleko VJ'a. Wszyscy zgromadzeni przy butelkach, fiolkach i kolbach natychmiast zapadli się pod stół, z którego zniknęło wszystko, oprócz asa karo. Przewróciłem oczami. Wiedziałem, że przedmioty należące do Onyx "zabrał" Veran-Jay, ale ktoś chciał, aby ta jedna karta tu pozostała - tą osobą była ewidentnie Arena. Istri, zmieniona już w człowieka, uciszała co i rusz próbujące się odezwać wampiry. Tylko Beryll wciąż stała, czujnie lustrując las spod hełmu ze szkarłatną kitą. Zapadła taka cisza, że niemalże słyszałem bicie pięciu serc - dwa z nich biły słyszalnie szybciej od innych. Moje własne także dudniło mi w uszach. Czekaliśmy na potencjalny atak ze strony kogoś, kto przypuszczalnie czaił się w ciemności, otaczając chatkę i także czekając - Bóg wie na co.
Wszystko zmieniło się w ciągu następnych kilku sekund. Najpierw szyba przed Beryll rozprysła się w pył, a od jej bogato zdobionego pancerza odbiło się małe czarne ostrze, rykoszetem wbiło się w ścianę tuż nad Istri, która wychyliła na sekundę blondwłosą głowę spod stołu, zaalarmowana hałasem. Później rozpętało się piekło. Istri błyskawicznie zmieniła formę na kocią i podbiegła do pancernych drzwi, kładąc na nich łapkę, aby je zamknąć. VJ dobył sztyletu, nakazując wampirom zostać. Nie miał na myśli oczywiście, że nie potrafiłyby walczyć - jeden z nich był ranny, a drugi zbyt zdradziecki, więc nie można było im ufać, a do walki dopuścić w ostateczności. Widząc, że napastnicy zrezygnowali z bezskutecznego dobijania się do drzwi i zaczęli napływać oknami, ostrzeliwując nas z łuków i ciskając tymi małymi czarnymi ostrzami, z gniewnym warknięciem zmieniłem się w białego wilka, wgryzając się pierwszej osobie, jaka zdołała prześlizgnąć się obok Beryll, prosto w gardło. Nie byliśmy zbyt bezpieczni w chatce, więc najlepiej dla nas byłoby pewnie przenieść z walką na zewnątrz.

<Abigail? Nie zaatakował nas na pewno Counette ani nie jest to nikt po Vertigo, ale od ciebie zależy, kto to. Ah, i Onyx pojawi się trochę później.>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon wykonała prudence. z Panda Graphics.