niedziela, 1 kwietnia 2018

Od Bluvertigo CD Abigail

Odebrałem kartkę od Abigail, ledwie rzucając na nią okiem. Następnie podałem ją Istri, która zgromiła mnie wzrokiem i telekinezą zabrała mi list, wskakując w postaci kotki na gałąź drzewa za mną. Chyba myślała, że pozostawiam wszędzie odciski palców, a ona najwyraźniej chciała zbadać kartkę za pomocą magii. Wzruszyłem ramionami, ale słysząc Abigail natychmiast odezwał się VJ.
- Wiem... - zielone oczy mężczyzny łagodnie przebiegały po twarzy rannej dziewczyny. Gdzieś z tyłu słyszałem ciche przekleństwa rzucane przez Arenę. Najwyraźniej tym razem uziemiła ją Beryll. Wyrzuciłem jednak wampirzycę z myśli, skupiając się na tym, co mówił Powiernik. Ja sam nigdy nie słyszałem i kimś takim, ale cóż, może się jeszcze czegoś dowiem.
- Słyszałem wielokrotnie o pewnym... Skrytobójcy, chyba mogę tak rzec... Który używa takiego pseudonimu. Morduje bezszelestnie, szybko, nie zostawiając śladów, nie da się go namierzyć. Jestem jednak pewien, że jest kobietą. Oraz że ci, którzy nas napadli, nie zostali przez nią przysłani. - Veran-Jay założył ręce na piersi, gdy nagle Istri skoczyła mu z gałęzi na ramiona, ogonem muskając jego policzek, zanim zeskoczyła na ziemię. Mężczyzna wydawał się szczerze zdumiony - nie nagłym pojawieniem się Kotki, to robiła często, woląc chadzać jako kot, niż człowiek. Zdezorientowało go coś, co Kotka przekazała mu telepatycznie, dotykając go przez moment.
- Jesteś pewna? - szepnął do Istri, a ta potwierdziła to miauknięciem, kierując wzrok swoich niebieskich oczu na Abigail. Nie rozumiejąc o co chodzi, patrzyłem to na Powiernika, to na Kotkę, to na wampirzycę.
- O co wam chodzi? Kim jest niby ten Raven-cośtam?
- Bloody Raven... - poprawiła mnie bezwiednie Abigail, wpatrując się w VJ'a. Ten z kolei patrzył się na nią, wciąż będąc w szoku. W końcu Istri nie wytrzymała i przewróciła oczami, nagle zmieniając kształt na ludzki.
- Ave, to ona jest Bloody Raven. - rzuciła wampirzycy spojrzenie, a ta spuściła głowę, wpatrując się w swoje kolana. Chyba się nad czymś zastanawiała. Istri zerknęła na mnie i zmarszczyła brwi.
- Zamknij usta, Veri, bo wyglądasz, jakbyś był niespełna rozumu.
Posłusznie się zamknąłem, ale jakoś ciężko było mi ogarnąć sytuację. Kim w ogóle jest ta cała Bloody Raven? Oprócz tego, że Istri twierdzi, iż to Abigail nią jest? Niby zerknąłem na ten list, ale szybko zapomniałem, co w nim było. Wyglądało jednak na to, że ktoś wysłał tamtych ludzi, aby zabili właśnie Abigail, ponieważ - uwaga - ona kogoś zabiła. Ponieważ chyba pisali coś o ofierze? Zmarszczyłem brwi i wyrwałem Istri kartkę z dłoni, znów zaczynając ją czytać.
- Chcesz powiedzieć, że... Zaatakowali nas tylko dlatego, że ty tam byłaś? - wbiłem w nią oskarżycielskie spojrzenie, ale VJ zaraz położył mi rękę na ramieniu, gotów odebrać ode mnie wszelkie negatywne emocje.
- Jestem spokojny. - zapewniłem go i potrząsnąłem głową. Chciałem coś jeszcze powiedzieć, ale podeszła do nas Beryll, ciągnąc za sobą za rękę Arenę niczym wielką, pluszową... Ee... Sukienkę? Od wampirzycy aż buchało niezadowolenie, ale naburmuszona milczała, za co byłem wdzięczny. Chyba Beryll jak dotąd najlepiej udało się spacyfikować złodziejkę.
- Czyli co teraz? - spytałem, odrywając wzrok od promieniującej spokojem pani rycerz. - Jeśli raz ją zaatakowali, mogą spróbować i drugi raz, a biorąc pod uwagę, iż ich wszystkich wybiliśmy, teraz należałoby się spodziewać czegoś znacznie gorszego. Już w ogóle pomijając fakt, że - jeśli to prawda - to ona jest dokładnie tego samego sortu co ta cała wasza Lady In Red, a to znaczy, że nie można jej ufać. Przecież ona może tu być wcale nie przypadkiem, tylko mieć na kogoś z nas zlecenie zabójstwa! - nakręcałem się coraz bardziej, ale reszta patrzyła się na mnie dość sceptycznie, oprócz Beryll, z której twarzy nie dało się nic wyczytać, oraz Onyx, która jak zwykle miała na twarzy złośliwy półuśmieszek.
Chwila, Onyx?!
A ta skąd tu się wzięła?
Nawet jeśli była z nami już wcześniej, nie zarejestrowałem tego, najwyraźniej będąc zbytnio skupiony na ucieczce. Teraz jednak zauważyłem, że przyjaciółka kiwa na mnie palcem. Więc westchnąłem i przeprosiłem na chwilę towarzystwo. Przeszedłem za Arcymag spory kawałek, gdzie Onyx oparła się nonszalancko o drzewo i założyła ręce na piersi. Milczała tak długo, że aż uniosłem brwi.
- ?
Westchnęła.
- Mam pewne informacje. A raczej... Wiem już, jak zaradzić tym wszystkim możliwym do spełnienia nieudanym akcjom, jeśli nasza Panienka w Czerwieni postanowi nas wystawić. - uniosła brwi. - Chcesz tego wysłuchać, czy wolisz wracać do radosnej gromadki?
Pokręciłem głową, widząc jej drwiący uśmieszek.
- Gadaj. Długo tu zostać nie możemy.
- Oh, Veri, niby jesteś dorosły, a takie jeszcze dziecko z ciebie. - zaśmiała się delikatnie, a gdy oburzyłem się święcie, nie wiedząc, co powiedzieć, kontynuowała. - Jak pewnie wiesz... - przerwała, zlustrowała mnie wzrokiem, po czym uniosła wymownie brwi. - Albo i nie... - Przewróciła oczami. - Arena potrzebna jest nam, aby zdobyć coś, czego drogą prawa nie moglibyśmy zobaczyć nigdy na oczy. Nie jest to coś wagi państwowej, oczywiście. - żachnęła się. - Ale jest na tyle ważne, że będzie dobrze strzeżone. Albo zdobędziemy to łamiąc prawo, albo... Eh, c'est la vie.
- Ale... Co to niby je... - spróbowałem się wtrącić, ale Onyx spiorunowała mnie wzrokiem z taką siłą, że niemalże czułem ozon w powietrzu. Przełknąłem tylko ślinę i machnąłem dłonią, aby kontynuowała.
- Dobrze wiesz, że z prawem nigdy nie byłam na bakier i nigdy nie będę, to jest jedyny wyjątek, ponieważ bez tego... - pokręciła głową. - Nie mogę ci teraz powiedzieć. Po prostu nie mogę. Pewnie byś nam wtedy nie pomógł. - znów przewróciła oczami i westchnęła, lustrując mnie wzrokiem. - Można powiedzieć, że aby choć odrobinę podnieść swoje morale po tym ohydnym występku, jakiego zamierzamy się dopuścić, załatwiłam już Szkarłatkowi bilet w jedną stronę do paki.
Słuchałem jej uważnie, w milczeniu. Po chwili na moją twarz wypełzł szeroki uśmiech, zrazu niepewny, jednak później szczerszy, gdy i ona się rozpromieniła jak dynia w Halloween. Nagle jednak zerknąłem z przestrachem za siebie. Przecież to wampiry, mogły nas usłyszeć. Jednak Onyx tylko machnęła dłonią lekceważąco.
- Spokojnie, złotko, wokół nas jest nienaruszalna bariera chroniąca nas od wszystkich ciekawskich uszu. Arena jest zbyt rozproszona, aby mogła się przez nią przebić, a Abigail zbyt osłabiona. Poza tym, bądźmy szczerzy, jeśli Arena chciałaby nas naprawdę wykiwać, zrobiłaby to już dawno, tak samo jak Abigail już dawno mogłaby nas zabić. No... Przynajmniej część z nas. - usłyszałem jej mrożący krew w żyłach cichy śmiech, a gdy spojrzałem w jej stronę ponownie - już jej nie było. Tylko ten śmiech jeszcze unosił się w powietrzu. Wzdrygnąłem się i wróciłem do reszty.

<Abigail? Co prawda mówiłam, że Onyx pojawi się później (w sensie u mnie...), ale cóż. No i te dwa wyraźniej bijące serca należały do Jaxa i Istri, bo jedno jest wilkiem, a drugie było zmienione w kota, a naturalnie zwierzęta oddychają znacznie szybciej niż ludzie xD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon wykonała prudence. z Panda Graphics.