Usiadłam na jakimś kamieniu, który miał być krzesłem i rozstawiłam buteleczki na stoliku. Położyłam ręce na blacie i położyłam na nich brodę wpatrując się w nie. Przypomniało mi się jak za każdym razem kiedy, kiedy choćbym się skaleczyła dostawałam coś co miało mi pomóc w leczeniu. Nikt nie chciał, aby na mnie została choć jedna ryska co było dość dziwne. Później po przemianie w wampira nie mogłam się nabawić żadnych blizn co jest akurat plusem.
Myślałam czy jest potrzeba picia tych specyfików. I tak za niedługo z takim bandażem rana zniknie. Może tydzień? Dwa? Nie wiem, ale jestem im bardzo wdzięczna. W innym wypadku mogło by to zająć nawet parę miesięcy. Mimo, że niektórzy ludzie mnie nienawidzą z powodu, że jestem dzieckiem nocy to i tak wolę to życie. Mam na wszystko czas i nie martwię się niczym. Teraz przynajmniej żyję, jeżeli można tak powiedzieć. No dobra wezmę je tak profilaktycznie. Jak ona to mówiła...?
Wzięłam wszystko w takich dawkach jak miałam i odstawiłam buteleczki. Mam zupełnie inny metabolizm od ludzi, a w dodatku ja mam jeszcze inny od przedstawicieli mojej rasy, więc albo to zadziała bardzo szybko, albo za parę dni. Zależy jak odbierze to mój organizm. Ręka jeszcze chwilę mnie bolała, ale nie było już tak jak przedtem. Podeszłam do dziewczyny w czerwonej sukni.
- Witaj, Arena tak? - usiadłam obok niej.
- Dla ciebie, siostro, może być Arena. Chyba że wolisz Lady In Red, z wiadomych powodów - machnęła ręką.
- Masz ładną sukienkę - powiedziałam przyglądając się temu co widziałam.
- Wiesz, jak to mówią... Widzą tyle, na ile im pozwalasz.
- Pamiętam jak, chyba na moje setne urodziny, dostałam taką. Rodzice mi przywieźli, kiedy byli na wyprawie politycznej za kontynent. Uwielbiam kolor krwisto rubinowo czerwony. Pomijając fakt, że jest to... Jakby to powiedzieć? Kolor mojej aury? Coś takiego... Jest to mój kolor przewodni.
- U mnie to konieczność, u ciebie - kwestia gustu. Nie chciałabym przecież przejść przez historię niezauważona, co nie, siostro? - zaczęła destykulować, ale oczywiście widać było tylko czerwoną suknię siedzącą na kufrze i gibające się rękawiczki do łokci.
- Ja nie przejdę nie zauważona... Nawet nie wiesz jak bardzo. Wiesz jak to jest być trzeba osobami na raz? Słyszeć jak ktoś planuje na ciebie zamach i nie domyśla się, że w pobliżu jest osoba którą chce zabić. Lubię to. Inaczej życie było by nudne, a wieczność bez sensu. A teraz wybacz muszę na chwilę odejść - uśmiechnęłam się do niej perłowym uśmiechem i wróciłam do siedzenia na głazie. Swoją torbę położyłam na stole i wyciągnęłam z niej jakąś czarną koszulkę z krwisto rubinowo czerwonymi przeszyciami i wzorami, jak zwykle z krótkim rękawem i czarne spodnie. Na szczęście moja peleryna się nie poplamiła się jakimś cudem. Stanęłam gdzieś e koncie i w parę sekund się przebrałam dalej mając na sobie pelerynę. Kiedy byłam już ubrana schowałam ją do torby. Dopiero teraz się z orientowałam, że w pelerynie byłam przebrana w swój najczęstszy strój Bloody Raven. Jak ja dawno nie brałam żadnego zlecenia. Za niedługo będę musiała luknąć na tablicę ogłoszeń. Zawsze coś jest. Ludzie dają podpis odciskiem swojego palca zamoczonego w własnej krwi, abym mogła łatwo ich znaleźć. Dla niewtajemniczonych musi być dziwny widok kartki z odciskiem palca na środku i podpisem na dole Blood Raven. Jest to najbezpieczniejszy sposób i dla zleceniodawcy i dla mnie, ofiara też się nie domyśli, że to o nią chodzi. Wróciłam do siedzenia na głazie i spojrzałam na swoją rękę. Naprawdę mają tu kogoś z moje fachu... Lekarza oczywiście. Tyle lat sprawiło, że mam chyba z cztery zawody z czego jednego z nich nie wiem czy można tak zaliczyć, ponieważ co jakiś czas tylko się tam pojawiam, a mój przyjaciel wszystko załatwia za mnie. Uwielbiam go, jest taki kochany. Zachowuje się dla mnie jak brat. Nie wiem i tym co robię, kiedy nie ma mnie w domu, ale podejrzewam, że by się po prostu martwił o mnie.
Wyciągnęłam z torby jakąś książkę i zaczęłam czytać.
(Bluvertigo(Vertigo)?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz